Cosilium na cztery głosy

Chór Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie w styczniu tego roku świętował swój pierwszy jubileusz. Był szampan i piramida z pączków. W ciągu roku przewinęło się przez niego około 200 osób, wystąpił z czterema koncertami, „przeprowadził się” z ulicy  Skawińskiej na Krupniczą, ale przede wszystkim zdążył opracować repertuar, którego profesjonalne wykonanie robi wrażenie nie tylko na amatorach.

Czwartek, godzina 19, sala wykładowa OIL przy ul. Krupniczej 11a w Krakowie. Tyle wystarczy wiedzieć, by przyjść na próbę chóru. Choć liczy on już ok. 40 aktywnych członków – głównie lekarzy, lecz także pielęgniarek, położnych, instrumentariuszek, studentów medycyny – nowe twarze, a właściwie głosy, w szczególności basy i tenory, zawsze są mile widziane. Po krótkim rozgardiaszu chórzyści zajmują swoje miejsca na sali. Soprany siadają z przodu, basy i tenory w ostatnim rzędzie, a pani dyrygent Justyna Hanusiak za fortepianem, nowiutką cyfrową yamahą. Dwie chórzystki dołączą do zespołu po chwili. Najpierw opowiedzą, jak udało im się doprowadzić do jego powstania.    

Lekarki Ewa Żabińska (w trakcie specjalizacji z psychiatrii dzieci i młodzieży w SU) i Agnes Hajek (rezydentka geriatrii na Oddziale Klinicznym Chorób Wewnętrznych i Geriatrii SU) – oficjalnie prezeski chóru lekarskiego, a prywatnie przyjaciółki – zgodnie przyznają, że pomysł zrodził się ot tak, spontanicznie. – Krótko po rozpoczęciu stażu szukałyśmy dla siebie jakiegoś hobby. Brakowało nam odskoczni od pracy i życia lekarskiego, tym bardziej że wcześniej należałyśmy do teatru studenckiego Cyrulik – opowiada Agnes Hajek. Nie bez znaczenia było także to, że tata Ewy Żabińskiej od 10 lat śpiewa w chórze działającym przy Śląskiej Izbie Lekarskiej i często zwracał on uwagę na to, że również w Krakowie przydałaby się taka inicjatywa.  

Dlatego postanowiły działać. Dzięki znajomości z pianistą Eligiuszem Skoczylasem, obecnie akompaniatorem chóru, udało im się nawiązać kontakt z jego koleżanką z Liceum Muzycznego, absolwentką Akademii Muzycznej w Krakowie na kierunku prowadzenie zespołów wokalno-instrumentalnych, Justyną Hanusiak. Następnie do pomysłu trzeba było przekonać prezesa OIL Roberta Stępnia, co wydawało się zadaniem nieco brawurowym, bo panie ledwo odebrały PWZL (był wrzesień 2018 roku), a w Izbie trwał kapitalny remont. Wsparł je dr Maciej Dendura – działacz samorządu, obecnie członek chóru – który już przed laty, bez skutku, zabiegał o to, aby i Izba krakowska, wzorem 11 samorządów w Polsce, miała swoją rozśpiewaną reprezentację.

Z takimi argumentami trudno było dyskutować. Prezes nie tylko wyraził zgodę, lecz także pomógł znaleźć salę, w której chór do czasu ukończenia remontu odbywał próby – w szpitalu na Skawińskiej, przy białym fortepianie profesora Szczeklika.

Na przesłuchania w styczniu 2019 r. zgłosiła się tak duża liczba osób, że trwały one trzy tygodnie z rzędu. Od tamtej chwili skład chóru ciągle rotuje, ale ma on już swój stały trzon. W drodze wewnętrznego konkursu wybrano też dla niego nazwę – Consilium.

– Dziwi mnie, że nikt wcześniej nie wpadł na pomysł założenia tu chóru lekarskiego, bo to jest takie środowisko, w którym wykształcenie muzyczne jest częścią dobrego wychowania – przyznaje dyrygentka Hanusiak. Co więcej, wśród członków naszej Izby są pasjonaci, którzy należą do kilku chórów jednocześnie. Jednym z nich jest dr Jacek Wójcik, ginekolog ze Szpitala na Siemiradzkiego, który już jako dziecko śpiewał w Filharmonii Krakowskiej, a obecnie należy do Chóru Męskiego Katedry Wawelskiej i krakowskiego chóru Echo. – Śpiewanie to coś wspaniałego – wyznaje dr Wójcik, który do wstąpienia do lekarskiego chóru namówił aż osiem osób ze swojego szpitala.

„A jak się dyryguje lekarzami?” pytam prowokacyjnie panią Justynę. – Pracuje mi się z nimi wspaniale. Mobilizacja, adrenalina, że się wychodzi na scenę, brak rutyny sprawiają, że na koncertach osiągają rzeczy, których nie było na próbie, więc efekty są porywające – ocenia Justyna Hanusiak i dodaje: –  Podziwiam ich za to, że łączą życie rodzinne, tak absorbującą pracę i swoje pasje. Bo jeżeli ktoś po pracy w szpitalu czy poradni przychodzi na próbę, to znaczy, że to kocha, że jest to coś, co dodaje mu skrzydeł.

Katarzyna Domin

Fot. K. Domin

Pełna wersja artykułu dostępna w nr. 1/175 „GGL” z 2020 r.