Japońska kraina snu

Wystawa „Jak we śnie” w Muzeum Manggha pozwala się nam oderwać od rzeczywistości, rozkoszować się czystym, wyrafinowanym pięknem najwyższej próby.

Trudno sobie wyobrazić, czym na przełomie XIX i XX wieku była dla Europejczyka podróż do Japonii. Dziś pewnie moglibyśmy porównać ją z lotem na Marsa. Nic więc dziwnego, że Emil Orlik pisał do swojego przyjaciela, iż czuje się „jak we śnie”.

Czeski artysta niemal w uniesieniu biegał po ulicach ówczesnego Tokio czy Kioto, przypatrując się ludziom, scenom z życia miasta i marząc o tym, by móc je przedstawić tak, jak to robili niegdysiejsi japońscy mistrzowie. W tym celu pilnie uczył się na miejscu techniki drzeworytu barwnego. I może nic by w tym nie było aż tak szczególnego, a jego prace niewiele różniłyby się od tradycyjnych wschodnich drzeworytów, gdyby nie dodawał do nich czegoś od siebie – odrobinę secesyjnej estetyki, która sprawiła, że stały się one wyjątkowymi dziełami sztuki.

Kiedy oglądamy je w Muzeum Manggha, aż dziw bierze, że w Polsce Emil Orlik jest tak słabo znany. A przecież wywodził się z kręgów artystycznych Pragi, Wiednia i Berlina, był członkiem Secesji Wiedeńskiej i Berlińskiej, a także Grupy Klimta. Wprawdzie zanim dostał się do Akademii Sztuk Pięknych w Monachium, musiał pokonać wiele przeszkód, jakie stawały na drodze chłopaka z biednej rodziny żydowskiego krawca, ale gdy postawił już na swoim, szybko zaczął być doceniany i został nawet pedagogiem słynnej monachijskiej uczelni. Obracał się w kręgu takich wybitnych postaci jak: Albert Einstein, Rainer Maria Rilke, Gustav Mahler czy Franz Kafka. Ich portrety znajdują się tuż przy wejściu na krakowską wystawę artysty.

Ta część ekspozycji nosi nawiązujący do Witkacego tytuł „Firma portretowa”. Zaraz po niej następują niezwykłej urody japońskie prace. Kuratorka wystawy Anna Król proponuje, by zwrócić szczególną uwagę na przedstawione tu kobiety czy sceny rodzajowe z dziećmi. – Ale moim ulubionym dziełem Orlika jest znakomita artystycznie kompozycja, bardzo teatralna, która celnie ukazuje scenkę rodzajową. Dwóch rykszarzy, otulonych czerwonymi płaszczami, marznie w zimowy dzień na dworze. Co ciekawe, stoją oni przed sklepem tekstylnym, dziś domem handlowym w Tokio, który wciąż funkcjonuje, produkując i sprzedając jedne z najlepszych kimon. Widoczny wyraźnie znak graficzny stanowi tło tej pracy – dodaje historyczka sztuki, zapraszając też do części ekspozycji pod hasłem „Inspiracja japońska”. Można tam zobaczyć, w jaki sposób kompozycja drzeworytu japońskiego wpłynęła na pozostałą twórczość czeskiego artysty, np. na jego exlibrisy czy obrazy.

Większość pokazywanych na wystawie dzieł Emila Orlika pochodzi z prywatnej kolekcji Petera Vossa-Andreae, który mieszka w Hamburgu. Możemy oglądać je w Muzeum Manggha do 15 października 2020 r.

Magda Huzarska-Szumiec

Emil Orlik (1870–1932), Dwaj Japończycy, 1900. Drzeworyt barwny na papierze, z kolekcji Petera Vossa-Andreae