Medycyna narracyjna. Teoria i praktyka

Ta książka dla lekarza wierzącego w moc medycyny opartej na paradygmacie przyrodoznawczym może od samego początku być zaskoczeniem.  Bo dlaczego w tytule pojawia się medycyna, a do jej uprawiania mają zapraszać filozofowie oraz pisarze i poeci, czy szerzej: autorzy dzieł sztuki?.   A – dodajmy od razu – „Medycyna narracyjna” nie jest opowieścią o zdrowotnych przypadłościach postaci znanych ze swych dokonań artystycznych.  Autorki i autorzy – a wśród nich internistka, literaturoznawczyni, pediatrka, filozof, psychiatra, psychoanalityk, filolożka – z różnych perspektyw opisują przestrzeń, która dla nas, lekarzy może się wydawać banalną codziennością: relację lekarz – pacjent.  I nie jest to jednorazowy projekt, lecz rozwijająca się od dwudziestu lat dziedzina, realizowana w Columbia University i w innych prestiżowych ośrodkach medycznych, nie tylko amerykańskich.   

W tym podejściu, w którym kluczową jest idea narracji, a więc uważności na przeżycia pacjenta i opowieści o tych przeżyciach, przedmiotem refleksji są takie słowa jak „dialog”, „ucieleśnienie”, „poznanie”, „doświadczenie symboliczne”, „uznanie wobec Innego”, a także „relacyjne Ja”.  A także: empatia, projekcja, identyfikacja.  Może to sprawiać wrażenie, że jest to książka dla psychoterapeutów i psychologów klinicznych.  Tymczasem skorzystać z niej mogą przede wszystkim – zarówno w ramach rozwoju osobistego, jak i zawodowego – medycy zanurzeni w biomedycynie, a więc ci, których uwiódł niezwykły postęp technologii medycznej, a których ograniczenia czasowe i biurokratyzacja usług medycznych oddaliły od uważności na podmiotowość pacjenta.  Ale jest to także inspirująca lektura dla psychoterapeutów, którzy dostają wskazówki, jak poprzez uważne czytanie dzieła literackiego lub pisemnych zwierzeń pacjenta można być wrażliwszym, bardziej przenikliwym, niedogmatycznie zaciekawionym.   

„Pacjent jest osobą” – powtarzają zwolennicy holistycznej medycyny i modelu bio-psycho-społecznego.  I mógłby to być jałowy banał, gdyby nie fakt, że wprawdzie ta teza pięknie brzmi, ale w praktyce jest coraz rzadziej respektowana i realizowana. (…) A zależność pacjenta od lekarza odzwierciedla tezę Michela Foucaulta o tym, że kto ma wiedzę, ten ma władzę.  I dlatego tak cenne jest w „Medycynie narracyjnej”, że autorki i autorzy nie poprzestają na podkreślaniu podmiotowości pacjenta, lecz przedstawiają konkretne oryginalne metody podpowiadające, jak lekarz, pielęgniarka czy inny pracownik opieki zdrowotnej może praktykować uważność i szacunek do pacjenta. Ta metoda to… umiejętność słuchania, czytania i pisania. Wydawać się to może dziwne, ale właśnie te, wydawałoby się, najprostsze czynności, jeśli będą wykonywane niepowierzchownie, z należną wnikliwością, zgodą na wielowersyjność i uważność wobec Innego, mogą się okazać kluczem do budowania głębokiej relacji.  Nie zdradzając szczegółów, mogę tylko zapewnić, że zysk z tej metody jest obustronny i leży zarówno po stronie osoby dostającej pomoc, jak i osoby pomagającej. A okolicznością istotową będzie tu fakt, że każdy pacjent nadaje inne znaczenie swojemu cierpieniu, a jego narracja powstaje w kontekście dawnych urazów, marzeń o przyszłości, lęków egzystencjalnych i wielu innych czynników tworzących ja-osoby-chorej. 

Bogate i – jak przystało na epokę ponowoczesną – wielobarwne są teoretyczne korzenie medycyny narracyjnej: są tu odwołania do Arystotelesa, Platona i Kartezjusza, do konstrukcjonizmu społecznego (Michel White i znaczenie słowa w organizowaniu rzeczywistości) czy feminizmu (Judith Butler i wrażliwość na osobę marginalizowaną).  Trudno też nie wspomnieć o Paulu Ricoeurze, Michelu Foucaulcie, Karlu Jaspersie czy Emmanuelu Levinasie, by wymieni tylko niektórych, a nieprzypadkowo obecnych w tej pracy.  

Nie zdziwiłbym się, gdyby zachęta do głębokiego, nieograniczonego w czasie kontaktu z pacjentem i rozumienia jego narracji o chorobie, wzbudziła opór w polskim lekarzu pracującym na trzech etatach, któremu na jednego pacjenta NFZ przyznaje kilkanaście minut. (…)  U uważnego czytelnika zrodzą się więc pytania: Jak pogodzić ideę wnikliwego dialogu z koniecznością szybkiej interwencji? Jak tworzyć dialog z pacjentem, który woli być w opiece wszechwiedzącego i wszechmocnego lekarza-ojca niż budować partnerską relację? Niechby jednak te wątpliwości były twórczym wyzwaniem intelektualnym i nie osłabiały głównego przesłania medycyny narracyjnej: pacjent jest osobą, a nie zbiorem organów (…).    

Ktoś mógłby powiedzieć, że to oczywistości i banały. A jednak, bez popadania w bezkrytyczny zachwyt nad tezami medycyny narracyjnej, a jednocześnie doceniając medycynę XXI wieku, trzeba przyznać: istnieje wiele danych empirycznych, z których wynika, że medycyna narracyjna jest współczesnemu lekarzowi potrzebna. Bo dbanie o relację lekarz – pacjent chroni terapię (podnosi compliance) i lekarza (zapobiega zespołowi wypalenia zawodowego).  Ponadto, wrażliwość narracyjna, budując swe główne tezy na przesłankach etycznych, otwiera nas na świat wewnętrzny pacjenta, prowadzi do zaciekawienia tym, co subtelnie międzyludzkie i do sięgania po literaturę piękną jako okazję do głębszego rozumienia siebie.  A przy okazji bycie lekarzem staje się bardziej twórcze…    

Bogdan de Barbaro 

Rita Charon, Sayantani DasGupta, Nellie Hermann, Craig Irvine, Eric R. Marcus, Edgar Rivera Colón, Danielle Spencer, Maura Spiegel, „Medycyna narracyjna. Teoria i praktyka”, red. wydania polskiego: Mateusz K. Potoniec, Hubert Syzdek,  Medycyna Praktyczna 2020.