Między nostalgią, groteską a przerażeniem

Klauni, akrobaci, połykacze ognia, prestidigitatorzy, szczudlarze… To pierwsze słowa, które przychodzą na myśl, gdy mowa o Teatrze KTO. I nic dziwnego, gdyż krakowska trupa kojarzona jest przede wszystkim z Międzynarodowym Festiwalem Teatrów Ulicznych, dzięki któremu co roku m.in. na ulicach Krakowa i Tarnowa możemy oglądać występy artystów z całego świata. Na placach i w miejskich zaułkach KTO pokazuje także swoje widowiska, takie jak choćby „Zapach czasu”, „Ślepcy”, „Peregrinus”, tworzone przez założyciela teatru Jerzego Zonia. Teraz jednak artyści mają do zaoferowania widzom coś jeszcze – świetne spektakle grane na tradycyjnej scenie w nowej siedzibie zespołu przy ul. Zamoyskiego 50.

Teatr KTO po ponad 40 latach tułaczki wprowadził się do własnego budynku. Ten nowoczesny, utrzymany w minimalistycznej stylistyce obiekt powstał w miejscu niegdysiejszego kina Wrzos. Architekci zachowali jednak historyczne elementy, gdyż jednym z kluczowych założeń projektu było odrestaurowanie fasady, która teraz wróciła do swojej pierwotnej formy z XIX wieku, kiedy to budynek pełnił funkcję przytułku Zgromadzenia św. Wincentego á Paulo. Ale poza tym w środku jest absolutnie nowocześnie. Wrażenie robi też ogród sensoryczny, który graniczy z parkiem Bednarskiego, gdzie znalazła się letnia scena z amfiteatralnie zbudowaną widownią.

Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski i dyrektor teatru KTO Jerzy Zoń podczas inauguracji nowej siedziby

Na razie jednak czekają nas chłodniejsze dni, więc w ciągu najbliższych miesięcy warto wybrać się na przedstawienia grane na głównej scenie. Wśród nich polecam spektakl „Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać”. Choć oparty jest on na prozie Bohumila Hrabala, to jednak aktorzy nie używają w nim słów. Mimo to pięknie opowiadają o życiu człowieka od narodzin aż po kres. Nie jest to jednak przygnębiająca historia, wzruszenie miesza się tu z groteskowymi scenami, a wszystko to dzieje się w rytmie muzyki, która unosi widzów i aktorów nad ziemią, w scenerii, w której czuć zapach borówkowego wina i nieodwzajemnionych pocałunków.

Między śmiechem i nostalgią balansuje także spektakl „Słoneczni chłopcy”. Główne role grają w nim znakomici aktorzy: Leszek Piskorz i Jacek Strama, wcielając się w dwóch starych komików, którzy dostają ostatnią szansę zaprezentowania się przed publicznością. Problem leży tylko w tym, że obaj panowie od lat ze sobą nie rozmawiają, co sprawia, że próby do popisowego numeru są – delikatnie mówiąc – utrudnione. Artyści nie szczędzą więc sobie uszczypliwości, rozbawiając tym do łez publiczność. W finale jednak nad śmiechem zaczyna brać górę czułość i wzruszenie, a także tęsknota za niegdysiejszym teatralnym światem.

Z kolei „Chór sierot” zabiera nas do przerażającego miejsca, które, choć w sposób niedosłowny, przywołuje sytuację, do jakiej przed laty doprowadziła zakonnica Bernadetta w ośrodku wychowawczym sióstr boromeuszek w Zabrzu. Przedstawienie skomponowane jest z układu choreograficznego, precyzyjnie wykonanego do przejmującej III Symfonii Henryka Mikołaja Góreckiego. Aktorzy są tu niczym zamknięte w klatce ni to roboty, ni to zwierzęta, a przekazywane przez nich emocje potęgują dźwięki uderzanych o metalową konstrukcję kubków czy odbijających się od ścian ciał. To wszystko powoduje, że z podwójną siłą odczuwamy ich upokorzenie, strach, samotność, smutek… Przejmujący spektakl, który, tak jak pozostałe dwa, nie pozostawi żadnego widza obojętnym.  

Magda Huzarska-Szumiec

Zdjęcia: Norbert Burkowski