Wybitny historyk medycyny, od lat przedstawiający obraz życia medycznego Krakowa XIX i XX wieku, a w szczególności Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Zdzisław Gajda obdarzył nas kolejną książką ilustrującą wyraziście klimat tamtych stuleci, z podkreśleniem stale obecnej galicyjskiej galanterii, nie wolnej jednak od polskich zawiści.
Jednak rzecz nie jest pióra prof. Gajdy, lecz przygotowanym z właściwą mu sumiennością opracowaniem (wspólnym z Dianą Osmędą i Oskarem Ostafinem) „Wspomnień, pamiętników (zapisków) i dokumentów” autorstwa Leona Wachholza, wybitnego krakowskiego uczonego, humanisty, intelektualisty, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, uważanego za twórcę polskiej medycyny sądowej. Rzecz, zgodnie z zapisem Wachholza, nosi tytuł „Moje czasy” i została właśnie wydana nakładem Krakowskiego Towarzystwa Miłośników Historii Medycyny.
Jak nie bez racji napisali w „Słowie wstępnym” prof. Małgorzata Kłys i doc. Tomasz Konopka, ciągły rozwój nauki sprawia, że ocena jakichkolwiek jej dokonań sprzed ponad stu lat staje się trudna, ponieważ nauka nie stoi w miejscu i wcześniejsze odkrycia dezaktualizują się w świetle nowych odkryć, a określone wyniki badań stają się punktem wyjścia dla kolejnych badań. Współcześnie swego rodzaju oceną dokonań naukowca staje się impact factor, ale w przeszłości takiej możliwości nie było. Pewnym wyznacznikiem pozycji naukowca były autorskie publikacje i podręczniki, dostępne w paru krajach, i taki „Podręcznik medycyny sądowej” w 1899 roku Wachholz wydał.
Przedstawieniem jego dorobku naukowego z zakresu kryminologii, kryminalistyki, prawa karnego, psychiatrii (ok. 200 prac) zajęła się konferencja historyczna (11 referatów) odbyta w maju 2017 roku – z inicjatywy prof. Jana Widackiego, w 150. rocznicę urodzin uczonego – z udziałem Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, przy współudziale Polskiej Akademii Umiejętności i Katedry Medycyny Sądowej CM UJ.
Ale nie to, sądzę, było motywem, dla którego Zdzisław Gajda zajął się opracowaniem tych wspomnień. „Moje czasy” Wachholza są bowiem kapitalnym, anegdotycznym przywołaniem czasów bezpowrotnie minionych. Ich autor kreśli obraz swego środowiska daleki od idealizacji, nie szczędząc grubej kreski w charakterystyce postaci dziś uwznioślonych patyną czasu. By nie być gołosłownym, oto trzy wiersze poświęcone utytułowanemu b. rektorowi UJ, prezesowi TLK, szefowi Zachodniogalicyjskiej Izby Lekarskiej prof. Józefowi Łazarskiemu: „Przezacnym i towarzysko miłym był profesor farmakologii i farmakognozji doktor Józef Łazarski. Wykładał swój przedmiot z wielkim ożywieniem. Do pracy naukowej nie objawiał chęci i naukowo czynnym nie był”. O Janie Piltzu pisze: „umysł ciężki, nielotny”, o Stanisławie Maziarskim: „mamrotał wykłady i usypiał słuchaczy”, o Bujwidzie: „miał pierwszorzędny spryt życiowy”.
Wachholz kreśli obszerne opisy karier i motywów, którymi kierują się współcześni mu luminarze tamtego świata, szczególną uwagę przykładając do portretów ludzi medycyny, m.in. Ludwika Teichmanna, Tadeusza Browicza, Jana Mikulicza-Radeckiego, Napoleona Cybulskiego, Ludwika Rydygiera. Sięga też po charakterystyki postaci bliskich jego zainteresowaniom sztuką, a więc Stanisława Wyspiańskiego, Lucjana Rydla, Kazimierza Tetmajera. Szczególnie krytycznie przedstawia współczesnych mu „stańczyków” jako ugrupowanie ludzi powiązane z władzą, mocno skorumpowane. Sam natomiast, jako kreator i dyrektor Zakładu Medycyny Sądowej UJ, para się też literaturą i wzburzony krytyczną recenzją jego opublikowanego tłumaczenia pierwszej części „Fausta” przywołuje na pomoc Tadeusza Boya-Żeleńskiego, któremu przekład się podobał. Siłą rzeczy, parę rozdziałów poświęconych jest głośnemu konfliktowi z Janem Olbrychtem, m.in. partnerem na wokandzie w głośnej sprawie Gorgonowej. Mistrz i uczeń mieli charaktery. Gdy Ministerstwo Oświaty zwolniło po 38 latach Wachholza z Zakładu, wyszedł i nigdy jego stopa nie stanęła na miejscu swego ukochanego dzieła. Ale o cofnięcie decyzji zabiegał u samego adiutanta marszałka Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego.
Leon Wachholz jest w swoich wspomnieniach do bólu szczery. Jak chwali, to bez umiaru, np. Napoleona Cybulskiego, ale jak gani, to nie oszczędza nawet siebie. Koszmarne małżeństwo zawarte w latach studenckich, trwające latami, aż po uwięzienie autora w Sachsenhausen, opisane zostało ze szczegółami natury wręcz małostkowej. Za to rozległe wyliczenie sukcesów zawodowych, odznaczeń i listów gratulacyjnych nie grzeszy skromnością.
Profesor Zdzisław Gajda pisze w „Posłowiu”, że wspomnienia Wachholza mają poniekąd charakter plotkarski. Dają wgląd w życie Uniwersytetu „od kuchni”. I to go zapewne wciągnęło w przygotowanie tomu. A dla dzisiejszego Czytelnika jest najlepszą rekomendacją.
Stefan Ciepły
Leon Wachholz, „Moje czasy. Na podstawie wspomnień, pamiętników (zapisków) i dokumentów”, opracowanie D. Osmęda, Z. Gajda, O. Ostafin. Wydawnictwo Krakowskiego Towarzystwa Miłośników Historii Medycyny, Kraków 2020, 321 str.