O lawirowaniu pomiędzy przepisami a życiem…

Kontakty służbowe pomiędzy lekarzami a prawnikami zwykle są nieprzyjemne. Dla prawników z powodu choroby, dla nas oznaczają dobrze jak tylko kłopoty.

A otoczenie, w którym przyszło nam pracować, staje się dla nas coraz bardziej nieprzyjazne, coraz bardziej agresywne. Ze wszystkich stron coraz więcej zagrożeń. Coraz więcej instytucji państwa chce wpływać na nasze postępowanie. Coraz częściej musimy lawirować pomiędzy przepisami a życiem oraz własnym poczuciem obowiązku i uczciwości.

Nasza praca jest nieuchronnie związana z niepowodzeniami. Powikłania zdarzały się i będą się zdarzać. Należy z nich wyciągać wnioski. Ale żeby to zrobić, trzeba te niepowodzenia spokojnie przeanalizować, omówić, zastanowić się. Rejestr zdarzeń niepożądanych powinien temu służyć, lecz najpierw musi powstać. Istnieje już wprawdzie taki rejestr, ale jeżeli zgłaszający zdarzenie nie będzie miał gwarancji bezpieczeństwa, to nie będzie zgłaszał. Stąd w Polsce raportowanych jest kilkadziesiąt razy mniej zdarzeń niepożądanych niż np. w Szwecji. Cóż, żyjemy w kraju, w którym ważniejsze jest szukanie winnych niż przyczyn. Złapać, ukarać (najlepiej przykładnie) i sprawa załatwiona. Kradnijcie dalej, złapałem złodzieja. W takiej sytuacji nie będzie zgłoszeń ani wniosków ze zdarzeń niepożądanych, nie wzrośnie bezpieczeństwo pacjentów, za to znajdziemy winnych. Bo w powszechnym mniemaniu wszystkie choroby są uleczalne, a ludzie nieśmiertelni. Każde niepowodzenie w leczeniu uważa się za zawinione i szuka się winnych.

Wszelkie próby depenalizacji naszych działań rozbijają się o ścianę. Nawet szumnie zapowiadane zapisy w ustawie antycovidowej okazały się być nie do zastosowania. Są tylko zapisy chroniące polityków, lecz nie nas.

W naszym otoczeniu prawnym miesza się bez umiaru. Zmieniające się i sprzeczne decyzje odnośnie do kolejności szczepień, grup szczepień, niepewne i nieterminowe dostawy szczepionek itd. Jednak szef Agencji Rezerw Materiałowych, która to instytucja uzurpuje sobie władzę nad punktami szczepień, wie, jak rozwiązać problem – oświadczył, że w ogóle zakaże się szczepień w poniedziałki. Bo w szczepieniach rządzą wszyscy prócz ministra zdrowia. A wydawałoby się, że ARM jest od dostarczania szczepionek, a nie od rządzenia i organizacji szczepień.

I na koniec – cały czas mam przed oczami wściekłą twarz p. Marty Lempart i jej krzyki straszące lekarzy, którzy odważą się… No właśnie, nie bardzo wiem, na co mamy się odważyć i co miało znaczyć owo „przyjdziemy”, i inne pogróżki. Nie szukajcie wrogów tam, gdzie ich nie ma. A już na pewno nie wśród lekarzy. Nie my uchwalamy prawo. Niestety, obojętnie co o nim myślimy, musimy się póki co do niego stosować.

Jerzy Friediger

Felieton ukazał się w „GGL” 1/179 z 2021 r.