– W takiej sytuacji jeszcze nigdy nie byliśmy. To stan krytyczny – powiedział 20 maja prof. Piotr Wysocki, kierownik Oddziału Klinicznego Onkologii w krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim podczas specjalnej konferencji prasowej zorganizowanej przez Szpital. Gwałtowny napływ pacjentów grozi paraliżem. Już teraz chorzy przyjmujący chemioterapię ambulatoryjnie opuszczają szpital przed północą. Rośnie kolejka. Konieczne są pilne działania władz.
Szpital Uniwersytecki w Krakowie jest wiodącym ośrodkiem onkologicznym nie tylko w regionie, ale w skali kraju. I z całego kraju, a nawet z zagranicy trafiają tu chorzy. Jak poinformował dyr. Marcin Jędrychowski, z powodu pandemii w ubiegłym roku ich liczba była o ponad dwa tysiące mniejsza niż rok wcześniej, ale to oznacza, że teraz przyrost jest skumulowany. A chorzy, którzy mieli opóźnioną diagnozę, są w gorszym stanie i potrzebują dłuższego, skomplikowanego, wieloetapowego leczenia. Liczba pacjentów, którzy wymagają podania chemioterapii przedoperacyjnej, wzrosła w ostatnim czasie w SU aż czterokrotnie.
– Szpital Uniwersytecki zatrudnia najwięcej lekarzy w Małopolsce, ale już w 2016 roku na jednego lekarza Oddziału Onkologii przypadało 2600 pacjentów rocznie, a obecnie jest to 4200 chorych – poinformował dyr. Jędrychowski.
Z każdym rokiem rośnie liczba osób z nowo rozpoznanym nowotworem złośliwym, szpitalna baza w Polsce nie przystaje do potrzeb (choć, jak podkreślał dyrektor Jędrychowski, w ostatnich latach udało się wyraźnie poprawić stan infrastruktury). Lekarzy brakuje w każdej specjalności: – Niestety, od dwóch lat nie ma chętnych na rezydentury na onkologii. Na 20 miejsc mieliśmy tylko 3 chętnych – poinformowała dr Joanna Streb, małopolska konsultant wojewódzka ds. onkologii klinicznej, kierująca też Poradnią Onkologiczną SU.
Rozpaczliwie brakuje też pielęgniarek. Co gorsze, te pielęgniarki, które mimo wkroczenia w wiek emerytalny nadal pracowały, coraz głośniej mówią, iż z powodu dramatycznego przeciążenia pracą będą zmuszone w ogóle z niej zrezygnować.
Z braku miejsc, na oddziale dziennym pacjentom podaje się dożylne chemioterapeutyki nawet o godzinie 19.00, kończy o 23.00. I chorzy w środku nocy wracają do domów. – Szpitalna apteka, która wcześniej przygotowywała dziennie ok. 80 – 90 leków do podawania dożylnego, dziś robi ich 130. Więcej nie da rady – wyliczał prof. Wysocki.
Dyrektor Jędrychowski apeluje więc do władz o zwiększenie finansowania onkologii oraz podjęcie natychmiastowych działań w celu lepszej koordynacji opieki onkologicznej i uzdrowienia systemu: – Naprawdę, nie możemy mieć do czynienia z sytuacją taką, że pani doktor 5 minut poświęca na rozmowę z pacjentem a 10 na wypełnianie dokumentacji tylko dlatego, że takie są wymagania NFZ. Jeżeli nie wykorzystamy tej unikalnej szansy, jaką teraz mamy, szansy, która, niestety, wynikła z olbrzymiego nieszczęścia, jakie dotknęło cały świat, i nie dokonamy istotnego odbicia, a nie daj Boże pójdziemy na skróty i wrócimy do służby zdrowia sprzed pandemii, to będzie największy błąd. Błąd, którego nam nikt nie wybaczy. Dzisiaj informuję, że Szpital Uniwersytecki jest na granicy wydolności, nie jesteśmy w stanie podawać chemioterapii o godzinie 24.00. I wkrótce może nadejść taki moment, że będziemy musieli powiedzieć pacjentom, iż będą czekać w kolejce na leczenie, mimo, iż na karcie od swojego lekarza będą mieć adnotację „niezwłocznie”. Wchodzimy w tryb, kiedy ta niezwłoczność jest przeliczana na miesiące. Ja takiej sytuacji nie akceptuję i dlatego proszę wszystkich, którzy są za to odpowiedzialni, aby podjąć działania.
Podobne apele słychać z wielu stron. Na razie pozostają bez odpowiedzi.
Jolanta Grzelak-Hodor
Fot. Archiwum Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie