Pomaganie musi być przemyślane

O tym, jak zacząć działać w ramach pomocy humanitarnej i rozwojowej za granicą, dlaczego warto to robić dyskutowano podczas II Forum „Pomagamy”, zorganizowanego 23 listopada przez Okręgową Izbę Lekarską w Krakowie.

Od lewej: Stanisław Górski, Agnieszka Lembowicz, Lidia Stopyra, Wojciech Zięba, Marcin Kiszka i Tomasz Grzelczak

Udzielanie pomocy humanitarnej zarówno w kraju, jak i za granicą, w regionach słabo rozwiniętych nie może być jedynie potrzebą serca, ale przemyślanym działaniem wymagającym przygotowania osobistego i logistycznego. Stąd pomysł Komisji ds. Współpracy Zagranicznej i Obcokrajowców ORL i jej przewodniczącej Marzeny Ksel-Teleśnickiej na organizację Forum, dającego możliwość zaprezentowania działalności pozarządowych organizacji pomocowych oraz wymiany doświadczeń między osobami działającymi w ich ramach. Prócz przedstawicieli tych organizacji oraz lekarzy-wolontariuszy w spotkaniu wzięła udział Zuzanna Kierzkowska, dyrektor Departamentu Współpracy Rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych, która mówiła o współpracy Polski w ramach Unii Europejskiej, dotyczącej udzielania krajom rozwijającym się pomocy rozwojowej. Zwróciła uwagę, że UE jest największym donatorem, jeśli chodzi o udzielanie pomocy na zewnątrz. Tylko nasz kraj w 2023 r. przeznaczył na ten cel blisko 20 mln zł. Nakłady te stale rosną, zwłaszcza po wybuchu wojny w Ukrainie. W ramach Wieloletniego Programu Współpracy Rozwojowej na lata 2021-2030 priorytetem dla Polski jest Europejska Pomoc Sąsiedzka, czyli pomoc takim krajom jak Białoruś, Mołdawia i Ukraina. Ale na liście tzw. priorytetów geograficznych są także Liban, Palestyna, Etiopia, Kenia, Senegal i Tanzania.

Zuzanna Kierzkowska i Marzena Ksel-Teleśnicka

Punktem wyjścia do rozmów uczestników Forum było pytanie postawione przez moderatorkę spotkania lek. Annę Płotek, przedstawicielkę Komisji Współpracy Zagranicznej ORL i wiceprezeskę stowarzyszenia Leczymy z Misją, o motywacje do wyjazdu. Wśród odpowiedzi pojawiały się „potrzeba przygody”, „chęć zrobienia czegoś, co ma znaczenie”, „zmierzenia się z prawdziwymi problemami”, ale też „porażenie biedą”, np. w czasie wcześniejszych wyjazdów turystycznych, oraz uświadomienie sobie, że czasem niewiele potrzeba, by poprawić los cierpiącego człowieka. Agnieszka Lembowicz z organizacji Okuliści dla Afryki opowiadała, że patrząc na biedę w krajach azjatyckich, wydawało jej się, że jako optometrystka nie potrafi tym ludziom pomóc. Zmieniła zdanie, gdy poznała dentystę, który pracując pod drzewem, wyrywał bolące zęby. Są kraje, w których każdy najprostszy zabieg i każda złotówka mają znaczenie. Przekonał się o tym Wojciech Zięba, prezes i założyciel Polskiej Fundacji dla Afryki, która wspiera finansowo lokalne organizacje wiedzące lepiej, jak spożytkować otrzymane środki i jakie projekty warto zrealizować.

W pierwszym rzędzie: Jerzy Friediger i Lidia Stopyra

Podobnymi doświadczeniami podzieliła się dr Lidia Stopyra, kierownik Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie. „Wszystkie choroby, z powodu których ci ludzie niewiarygodnie cierpią i umierają, potrafimy za stosunkowo niewielkie pieniądze wyleczyć, np. leczenie trądu kosztuje 200 zł”. Nie jest prawdą, że najgroźniejszą chorobą w Afryce jest np. malaria, bo można ją zdiagnozować za pomocą testów i włączyć leczenie. Większym problemem są udar i zawał serca, ponieważ na miejscu nie ma kardiologii interwencyjnej. Bardzo ważna podczas takich wyjazdów jest edukacja zdrowotna, a jeszcze ważniejsze – szkolenie personelu, który po wyjeździe wolontariuszy z problemami i obsługą podarowanego sprzętu będzie musiał sobie radzić sam. W jednym z odwiedzonych przez dr Stopyrę szpitali w Kamerunie wcześniak leżał w nowoczesnym inkubatorze, ale nie był podpięty do kardiomonitora, ponieważ nikt nie umiał go podłączyć. Inna sprawa, że sam inkubator nie był potrzebny, bo w pomieszczeniu było około 34 stopni…

Obserwacje, jak bezcelowa bywa pomoc humanitarna, skłoniły lek. Marcina Kiszkę do założenia Stowarzyszenia Leczymy z Misją. W czasie pobytu w szpitalu w Kenii, w którym brakowało nawet aparatu do EKG, lekarze z Polski przypadkowo odkryli kontenery z napisem  „USA”, z mnóstwem specjalistycznego sprzętu. Nieużywany stał się mieszkaniem dla insektów i w większości nie nadawał się już do niczego. Nikt nie przeszkolił pracowników szpitala z jego obsługi. Dlatego dziś Stowarzyszenie zajmuje się przede wszystkim prowadzeniem szkoleń z pierwszej pomocy oraz tworzeniem systemu powiadamiania między szpitalami w Kenii.

Dr Stanisław Górski, który w latach 2007-2013 brał udział w projektach organizacji Lekarze bez Granic w Sudanie Południowym, Afganistanie, i Sierra Leone, stwierdził, że nie jest łatwo pomagać efektywnie, a historie o „nierozpakowanych kontenerach” można usłyszeć w wielu zakątkach świata. Dlatego tak ważna jest kwestia profesjonalizacji danej organizacji i jej doświadczenie.

Doświadczenie jest nie tylko czymś wymaganym od lekarzy i organizatorów, ale też tym, co można „przywieźć” z takich wyjazdów. To m.in. możliwość leczenia chorób w Polsce niewystępujących np. – jak w przypadku dr. Górskiego – gorączki Lassa. Na ten sam aspekt zwróciła uwagę dr Stopyra, która pełni także funkcję kierownik Kliniki Chorób Infekcyjnych i Tropikalnych Instytutu Nauk Medycznych na Uniwersytecie AFM w Krakowie: „Wyjeżdżając do Afryki, zdobywamy doświadczenie, by skuteczniej leczyć w kraju pacjentów z chorobami tropikalnymi, o których wcześniej uczyliśmy się z książek”.

Pierwsza z lewej: Ewa Piekarska-Dymus, Polska Misja Medyczna

Udział w akcjach pomocowych to także remedium na wypalenie zawodowe, źródło satysfakcji, lekcja radzenia sobie w każdej sytuacji. Ewa Piekarska-Dymus, prezes zarządu stowarzyszenia Polska Misja Medyczna, stwierdziła: „Na każdym takim wyjeździe ćwiczymy umiejętności interpersonalne i komunikacyjne, bo w niektórych miejscach musimy najpierw zbudować zaufanie człowieka, żeby on w ogóle chciał z naszej pomocy skorzystać”. Zwróciła także uwagę, że nie każda osoba ma predyspozycje potrzebne do udziału w takim wyjeździe. Przed podjęciem decyzji należy rozważyć np. czy jest się w stanie operować osobę HIV pozytywną albo czy wytrzyma się brak kontaktu z rodziną.

Długą dyskusję wywołał temat angażowania w pomoc charytatywną młodych lekarzy, którzy w przerwie między stażem a rezydenturą mają czas, by poświęcić się takiej pracy. Brakuje im jednak doświadczenia zawodowego, a na takich wyjazdach – pamiętajmy, że często kosztownych dla organizatora – najbardziej pożądani są specjaliści.

Dr Jerzy Friediger, członek Komisji Współpracy Zagranicznej, uczestnik wyjazdów pomocowych od 1978 r., m.in. w Himalaje i pięciokrotnie do Kamerunu, zaproponował, aby MSZ w porozumieniu z Ministerstwem Zdrowia opracowało zasady, tak by wyjazd na akcję humanitarną był w jakikolwiek sposób uwzględniany w programie specjalizacji czy stażu podyplomowego i przestał być wyłącznie prywatną sprawą lekarza  wyjeżdżającego zazwyczaj w ramach własnego urlopu. Bo dla świeżo upieczonych lekarzy też znajdą się zadania. Jak powiedział prezes Lekarzy z Misją:  „Zawsze staramy się stwarzać zespół osób doświadczonych i tych młodych, które prowadzą akcje edukacyjne, szkolenia czy badania przesiewowe”. Przestrzegał jednak młodych medyków przed angażowaniem się w wyjazdy, które bardziej przypominają „Adventure Tour” niż misje medyczne, np. do Indii. Pod pretekstem, że w krajach zacofanych każda pomoc jest na wagę złota, lekarz wykonuje wtedy zabiegi, do których nie ma uprawnień. „To nieetyczne i często źle się kończy dla pacjenta” – powiedział Marcin Kiszka.

Tomasz Grzelczak, lider zespołu Polskiej Misji Medycznej Emergency Medical Team, interweniującego w sytuacjach nagłych kataklizmów i katastrof humanitarnych, dodał, że lekarze wolontariusze potrzebni są także w kraju, np. obecnie w Stroniu Śląskim, które ucierpiało w trakcie ostatniej powodzi.  

Tekst i zdjęcia: Katarzyna Domin