Powołani, z powołaniem

(fragment artykułu)

Od 19 marca w Międzynarodowym Centrum Targowo-Kongresowym EXPO Kraków działa szpital tymczasowy prowadzony przez Szpital Specjalistyczny im. Rydygiera w Krakowie. Jego uruchomienie okazało się nie lada wyzwaniem logistycznym, pochłonęło ponad 8 mln złotych. Nie mniejszym było utworzenie zespołów medycznych z osób różnych specjalności, z różnym doświadczeniem, także takich, które wcale nie chciały się tu znaleźć. Dziś walczą z pandemią na pierwszej linii frontu, bo jak przyznają – na tym polega powołanie lekarskie (…).

Zapewne u niejednego młodego lekarza widok strażaka stojącego przed progiem mieszkania, nawet gdy ten przyjdzie po prostu z kalendarzem na nowy rok, jeszcze przez jakiś czas będzie wywoływał stres. Bo w Małopolsce wiosną 2021 roku funkcjonariusze straży pożarnej zajmowali się m.in. dostarczaniem do domów lub miejsc pracy decyzji wojewody o powołaniu do pracy w szpitalu tymczasowym. – Wezwanie zostało dostarczone do mojego miejsca zameldowania w piątek o godzinie 20. Mimo że straży pożarnej została udzielona informacja, iż tam nie mieszkam, nie przeszkodziło im to przyjść następnego dnia i znowu mnie tam nie zastać – wspomina doktor Jakub Marciniak, obecnie zatrudniony w szpitalu tymczasowym, choć właśnie miał rozpocząć specjalizację z wymarzonej ortopedii. Doktor Marciniak wyręczył strażaków i do szpitala w EXPO zgłosił się sam. Co wtedy czuł? – Na pewno strach. Jestem świeżo po stażu podyplomowym, dokładnie pół roku. Mam świadomość, że moje zdolności i wiedza medyczna nie są na jakimś wysokim poziome, więc borykanie się z pacjentami, którzy są ciężcy, z zupełnie nową jednostką chorobową, na pewno wiązało się ze strachem. Oczywiście czułem też rozczarowanie, bo ten trzymiesięczny okres przesuwał wszystkie plany związane z rozpoczęciem rezydentury. Choć jak się później okazało, oddział, w którym chciałbym rozpocząć specjalizację, również został przemieniony w covidowy.

Podobne odczucia miała doktor Katarzyna Paszko, lekarz dentysta, zatrudniona jako młodszy asystent w Uniwersyteckiej Klinice Stomatologicznej w Krakowie, ale pracująca też w sektorze prywatnym: – Nie ukrywam, że byłam zaskoczona, gdy dostałam skierowanie. Na początku czułam też przerażenie. Towarzyszyły mi obawy, że będę musiała walczyć o życie ludzkie, a przecież charakter mojej codziennej pracy nie przygotowuje mnie do tego. Tym bardziej że z oddziałem szpitalnym ostatni raz miałam styczność w czasie studiów. Jednak już w trakcie badań poprzedzających zatrudnienie w szpitalu tymczasowym, dzięki rozmowom z osobami, które tam pracują, a część z nich to moi znajomi, zmieniało się moje podejście do tego wszystkiego. Doszłam do wniosku, że trzeba się bardziej bojowo nastawić. Każdy z nas jest lekarzem, niezależnie od tego, jaką ukończył specjalizację. Dlatego powinniśmy się kierować przysięgą składaną po studiach i po prostu walczyć o to, aby ta pandemia jak najszybciej się skończyła.

Kierownictwo szpitala tymczasowego ma pełną świadomość, z jakimi obawami trafiają do niego młodzi lekarze, i wie, że strategia rzucania na głęboką wodę w tym przypadku się nie sprawdzi. Dr Wojciech Mudyna, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala im. Rydygiera w Krakowie, wyjaśnia, że podczas przyjmowania do pracy młodego lekarza zawsze zadaje mu się pytanie, jaki jest jego zakres, wyobrażenie i dopuszczalny poziom ryzyka. – Jeśli ktoś nam mówi, że nie chce wchodzić na salę, bo się boi, to znajdujemy dla niego pracę administracyjną, której jest cała masa. Lekarzy, którzy nie chcą się bezpośrednio angażować w opiekę nad pacjentem, bo nie mają do tego predyspozycji w związku ze swoim wykształceniem czy obawami, staramy się wykorzystać właśnie w zakresie uzupełniania dokumentacji medycznej. Jest to dla nas bardzo duża pomoc, której absolutnie nie można deprecjonować. Natomiast tej grupie osób, które chcą wchodzić do „strefy brudnej”, staramy się znaleźć odpowiednie miejsce, głównie w zespołach internistycznych. Na bieżąco są też oceniane ich możliwości, więc obowiązki albo zwiększamy, albo zmniejszamy. Natomiast wszystkie najważniejsze decyzje dotyczące leczenia pacjentów muszą być zaakceptowane przez lekarzy specjalistów.

Doktor Jakub Marciniak bardzo dobrze ocenia organizację pracy w EXPO oraz to, w jaki sposób młodsi lekarze zostają do niego „wprowadzeni”. Jak dodaje, niemała w tym zasługa ordynatora Pawła Szwedyka, internisty i hematologa ze Szpitala im. Rydygiera. – Zostaliśmy podzieleni na mniejsze zespoły, w których zawsze jest doświadczony klinicysta, ze specjalizacji internistycznej. Pod ich opieką zajmujemy się pacjentami. Zdarza się, że sami robimy obchód i modyfikujemy zalecania, ale i tak na koniec ktoś ze starszych lekarzy to sprawdza. Kadra jest bardzo pomocna i skora do dzielenia się swoimi doświadczeniami. Dbają o to, żebyśmy się wdrożyli, ale też mieli możliwość zadawania pytań, więc myślę, że wyniosę stąd dużo wiedzy internistycznej, co może się okazać bardzo przydatne (…).

Katarzyna Domin

Zdjęcia: Szpital Specjalistyczny im. L. Rydygiera Sp. z o.o.

Cały tekst dostępny w najnowszym wydaniu „GGL” nr 2/180 z 2021 r.