Prezes Robert Stępień – Komentarz 21.07.2020 – Przykre racje…

Emocje opadły. Jeszcze tylko sztaby wyborcze analizują (jedni sukcesy, drudzy porażki), snują horoskopy, ale ich działania po obu stronach – proszę wybaczyć szczerość – wobec trzech najbliższych lat ciszy wyborczej proszą się o zimny prysznic. Z wyjątkiem naturalnie wyborów… w Stanach Zjednoczonych. Te rzeczywiście będą miały znaczenie, tyle że dopiero w listopadzie. 

Natomiast innych ważnych tematów jest pod dostatkiem. Na pierwszym miejscu postawić można budżet Unii Europejskiej (identycznie jak w naszej ochronie zdrowia) – dziś w nocy (21 lipca) uchwalony, więc dopiero analizowany. A na drugim luzowanie bądź zaostrzanie rygorów zapobiegających rozprzestrzenianiu się wirusa.

I oto kilkunastu rektorów największych polskich uczelni medycznych (m.in. Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Gdańska, Poznania, Torunia, Lublina) w imieniu własnym i swoich środowisk pisze z najwyższym niepokojem w „Liście otwartym” skierowanym do rządu, do parlamentarzystów i do mediów: „…stwierdzenia o przezwyciężeniu epidemii w Polsce i mniejszej aktywności wirusa odpowiedzialnego za infekcje COVID-19 w okresie letnim są zdecydowanie  p r z e d w c z e s n e   i wprowadzają opinię publiczną w błąd, co może skutkować znacznym zwiększeniem liczby przypadków i doprowadzić do kolejnych tragedii”. I dalej, w pełnej profesorskiego umiaru wypowiedzi, stwierdza się, że opinie o rychłej perspektywie końca epidemii…” są nieupoważnione, zaś „obecnie jedynym skutecznym sposobem na ograniczenie rozprzestrzeniania COVID-19 jest utrzymywanie dystansu społecznego”.  I jako lekarz, i jako obywatel nie mam wyboru, muszę to ostrzeżenie potraktować poważnie. Rozumiem oczywiście intencje rządu związane z ochroną rynku pracy, a także znużenie społeczne rygorami. Niemniej wyjście z katarem na mróz nie jest rozwiązaniem. A powrót COVID-19 stał się faktem niezaprzeczalnym już w kilku krajach. Też tego chcemy? Zresztą, jeśli wymienione wyżej opinie rektorów podziela Naczelna Izba Lekarska, a także grono specjalistów Polskiego Towarzystwa Epidemiologów, trudno mi nie zapytać: kto jest ponad owe stanowiska? I bierze na siebie odpowiedzialność za ich bagatelizowanie?

A skoro już zabrałem głos urlopową porą, to jeszcze parę zdań nt. „błędu medycznego”, wprowadzonego ustawowo do tzw. tarczy antykryzysowej 4.0. z wykorzystaniem paragrafu 37a Kodeksu karnego. Na jego mocy chce się karać więzieniem lekarzy (od minimum 3 miesięcy do 8 lat) za niepowodzenie w leczeniu. Trudno tu tłumaczyć, że istotą powołania lekarza jest dobro chorego, ujęte w Kodeksie Etyki Lekarskiej. Nie miejsce też na wyjaśnianie, że penalizacja działań lekarza podejmowanych w najlepiej rozumianym interesie pacjenta narusza fundamenty samej medycyny. Oczywiście, każde leczenie jest ryzykiem, ale jakoś nikt nie wnosi z tego powodu o likwidację służby zdrowia.

Dlatego w podsumowaniu stwierdzam krótko: nie może być tak w państwie, że wyraz sprzeciwu – wobec jakiejś głupoty wymyślonej za biurkiem – będzie postrzegany jako akt antypaństwowy. Nieomylność przysługuje tylko papieżowi, a i w tym przypadku bywa kwestionowana. Więc trzeba rzecz usunąć z ustawy, czego domaga się NRL, nie wiedzieć czemu bezskutecznie. Mądrość za tym uporem czy bezwładem władz nie stoi.

Robert Stępień