Recepta dla krakowskiego Instytutu Onkologii

Fragmenty rozmowy z prof. dr. hab. Krzysztofem Składowskim, pełniącym obowiązki dyrektora krakowskiego oddziału Narodowego Instytutu Onkologii, opublikowanej w całości w najnowszym wydaniu „Galicyjskiej Gazety Lekarskiej”.

Podjął się Pan Profesor bardzo trudnego zadania – ratowania pogrążonego w kryzysie Oddziału Narodowego Instytutu Onkologii w Krakowie. Kiedyś ten ośrodek był jednym z najlepszych w kraju, był doskonałą placówką leczniczą oraz naukową. Teraz chyli się ku upadkowi. Z krakowskim Instytutem rozstało się wielu wybitnych specjalistów, chorzy przestali szukać tu ratunku, a Pana poprzednik został odwołany w atmosferze skandalu.

– To prawda. Jeszcze 20 lat temu i wcześniej, kiedy zaczynałem pracę, krakowski oddział Instytutu Onkologii był bardzo ważnym ośrodkiem naukowym na onkologicznej mapie Polski. Promieniował nie tylko na cały kraj, ale i na zagranicę. Musimy jednak pamiętać, że na przestrzeni dwóch ostatnich dekad nastąpił ogromny postęp i zaszło dużo zmian w onkologii na całym świecie. Z dyscypliny medycznej utożsamianej z umieraniem i brakiem nadziei onkologia stała się dziedziną, która ma ogromne możliwości i sukcesy w leczeniu nowotworów złośliwych. Ale ma też i duże wymagania – jest specjalnością nowoczesną, zaawansowaną technologicznie, czyli drogą, ponieważ wykorzystuje wysokospecjalistyczną aparaturę diagnostyczną, a w przypadku radioterapii również aparaturę leczniczą. (…) W krakowskim oddziale Instytutu Onkologii czas się zatrzymał dawno temu. Ośrodek nie był w stanie dotrzymać kroku temu postępowi ani nawet podążać za tymi zmianami. Z wielu powodów. Jednymi z najistotniejszych są: kompletny brak możliwości rozbudowy i ogromne ograniczenia rozwoju istniejącej infrastruktury.

Przy Garncarskiej kryzys miał też inne oblicze. Prasa donosiła o odejściu około 150 pracowników, w tym kilkudziesięciu lekarzy. Pana poprzednik, dr Konrad Dziobek, utrzymywał, że stan zatrudnienia się nie zmienił. Czy może Pan Profesor przedstawić bilans otwarcia?

– Nie liczyliśmy dokładnie, bo przy różnych formach stosowanego tu zatrudnienia to nie jest prosta matematyka. Z pewnością odeszło z Garncarskiej kilkunastu profesorów i samodzielnych pracowników nauki oraz kilkudziesięciu lekarzy. Rezygnowali z pracy lub byli zwalniani również pracownicy pomocniczy, kadra pozamedyczna. Już po kilku dniach spędzonych tutaj wiedziałem, że nie ma przerostu zatrudnienia. Mój poprzednik argumentował, że stan kadry nie został istotnie uszczuplony i właściwie miał rację. Tyle tylko, że w zamian za doświadczonego, legitymującego się wieloletnią praktyką lekarza specjalistę czy przeszkolonego pracownika zatrudniał nowicjuszy, ludzi pozyskiwanych naprędce i niepotrafiących się tu odnaleźć. (…)

A zadłużenie krakowskiego oddziału Narodowego Instytutu Onkologii?

– (…) Obecnie wynosi około 100 mln zł, co przy kontrakcie na usługi medyczne wynoszącym ok. 150 mln zł sprawia, że bez pomocy zewnętrznej tego długu nie da się dalej dźwigać, choć, na razie, paradoksalnie, zadłużenie nie przyrasta. Podjęliśmy działania zmierzające do zawarcia ugód z wierzycielami. Wielu z nich po naszych negocjacjach rezygnuje z odsetek wynikających z przeterminowania długu. Z powodu pandemii mamy też nieco mniejsze wydatki – wykonujemy mniej procedur. Jednocześnie staramy się pozyskać więcej środków. (…)

Jakie właściwie zadanie postawiono przed Panem Profesorem?

– Pierwszym moim zadaniem było postawienie diagnozy, ocena sytuacji. I to już zrobiliśmy – przy udziale moich ekspertów z oddziału gliwickiego powstało następujące rozpoznanie: oddział krakowski nie ma szans istnieć samodzielnie. Rozumiany jako samodzielna jednostka, z całą strukturą niezbędną do funkcjonowania szpitala i badań naukowych nie zbilansuje się nigdy, a nawet nie zmniejszy istotnie zadłużenia. (…) Krakowski oddział powinien zostać powiązany z większym podmiotem.(…) Ponieważ kieruję oddziałem Narodowego Instytutu Onkologii w Gliwicach, łatwo się domyślić, że naturalnym wyjściem byłaby integracja obu tych jednostek. I w związku z tym pracujemy już nad takim scenariuszem.

Zapewne wstępne założenia są gotowe. Na czym ma polegać ten związek, czy zmiany wpłyną na sytuację pacjentów?

– Pacjentom chcemy zapewnić taki sam jak dotąd, a nawet większy zakres świadczeń, gwarantujący kompleksowość leczenia. Nie będziemy niczego likwidować ze sfery usług medycznych, wprost przeciwnie. (…) Moim zdaniem, Kraków powinien się doskonalić przede wszystkim w tych kierunkach, w których już dawno miał osiągnięcia, czyli na przykład w leczeniu raka piersi, nowotworów układu moczowego, przewodu pokarmowego, zabiegach endoskopowych. Jako specjalista w tej dziedzinie, wysoko cenię poziom radioterapii przy Garncarskiej. (…) Formuły integracji jeszcze nie przedstawię, lecz już uruchamiamy na przykład niewykorzystywane dotąd w Krakowie, a sprawdzone w Gliwicach teleporadnictwo – nie jako zamiennik bezpośredniego kontaktu z lekarzem, lecz jako wsparcie w opiece nad pacjentem. Na pewno będziemy mieć wspólny program naukowy i politykę rozwojową. Natomiast część niemedyczna powinna zostać zredukowana do absolutnego minimum, koniecznego jedynie do sprawnego funkcjonowania szpitala przy Garncarskiej.

(…) Z kim Pan Profesor chce przeprowadzać zmiany? O ile oczywiście program naprawczy zostanie przyjęty…

– Najważniejsze i najpilniejsze wyzwanie dotyczyło właśnie pracowników. Chodziło o przełamanie apatii, przywrócenie spokoju, wyciszenie lęków i obaw o przyszłość. I to chyba się udało. Tylko w takich warunkach można koncentrować się na pracy, którą staramy się organizować według nowych standardów, wypracowanych i od dawna sprawdzonych w Gliwicach. Co do kadry medycznej – wielu lekarzy, którzy odeszli z Garncarskiej, chce tu wrócić. Myślę, że specjaliście z doświadczeniem w pracy w instytucie naukowym trudno odnaleźć się na „emigracji” w „zwykłym” szpitalu. Niektórym zaproponowałem już współpracę i lekarze ci wkrótce znów się tu pojawią. (…)

Rozmawiała Jolanta Grzelak-Hodor

Fot. Maja Marklowska-Tomar, rzecznik NIO Oddział w Gliwicach

Więcej – w najnowszym wydaniu „GGL”.