Stawanie po stronie nauki jest polityczne

Rozmowa z dr. politologii Michałem ZABDYR-JAMROZEM z Instytutu Zdrowia Publicznego CM UJ, współpracownikiem Europejskiego Obserwatorium Systemów i Polityk Zdrowotnych w Brukseli (fragmenty)

dr Michał Zabdyr-Jamróz

Panie Doktorze, do WHO należą niemal wszystkie państwa świata. Może to naiwne pytanie, ale czy z jej istnienia wynikają jakieś bezpośrednie konsekwencje dla przeciętnego lekarza?

– WHO jest częścią systemu Narodów Zjednoczonych i jako taka tworzy m.in. standardy kształcenia lekarzy. Zatem z istnienia WHO wynikają ogromne konsekwencje dla lekarzy dowolnej specjalności, choćby nie były bezpośrednio dostrzegane. Pod auspicjami WHO dokonują się istotne zwroty w standardach zawodów medycznych czy w organizowaniu systemów zdrowotnych. Przykładowo, Karta Ottawska z 1986 roku (razem z wcześniejszymi dokumentami) przeorientowała m.in. podstawową opiekę zdrowotną zdecydowanie bardziej w stronę promocji zdrowia i profilaktyki.

Karta Ottawska, może powiedzmy coś szerzej…

– Karta Ottawska z 1986 roku powstała pod wpływem koncepcji „pól zdrowia” Marca Lalonda z 1974 roku. Według niej czynniki wpływające na zdrowie człowieka dzielą się na cztery grupy o różnej sile oddziaływania. I tu przytacza się szacunki, że opieka zdrowotna wpływa na zdrowie tylko w około 10%. Cechy genetyczne i środowisko – po 20%. Natomiast największy wpływ na zdrowie – aż 50% – ma mieć styl życia. I to jest fantastyczny przykład tego, jak pewne zalecania potrafią być błędnie interpretowane. „Pola zdrowia” są pewnym uproszczonym modelem, który miał podkreślić znaczenie stylu życia, więc i ukierunkowywać działania na promocję zdrowia. Tymczasem okazało się, że stał się on pretekstem do zaniedbywania rozwoju systemów ochrony zdrowia, oszczędzania na nich. Bo przecież styl życia to kwestia indywidualnych wyborów człowieka. No i problem w tym, że to fatalnie chybiona interpretacja, pozwalająca na obarczanie winą za stan zdrowia samych pacjentów. Stąd te postulaty, by podwyższyć składkę zdrowotną dla osób, które np. nie zaszczepiły się na grypę albo nie uczestniczyły w badaniach przesiewowych. Tyle, że jak się temu przyjrzeć, to np. dostępność szczepień i badań zależy od miejsca zamieszkania. Dlatego w 1991 roku powstał nowy model uwarunkowań zdrowia, tzw. „tęcza zdrowia” Görana Dahlgrena i Margaret Whitehead, który dużo lepiej ukazał, że styl życia jest niejako zanurzony w pozycji społeczno-ekonomicznej, uzależniony jest od sieci kontaktów, od warunków pracy, od infrastruktury, a nawet od regulacji prawnych. (…)

W lakonicznym ujęciu WHO jest strukturą ogarniającą temat zdrowia w skali globalnej. Czy słuszne są zatem zarzuty, że zbyt późno ostrzegła świat przed wirusem z Wuhan? I że preferuje chińską politykę zdrowotną albo faworyzuje koncerny farmaceutyczne?

– Jako badacz polityk publicznych i agencji regulacyjnych mogę powiedzieć, że WHO zachowała się w sposób nieodstający od dobrych standardów tego rodzaju instytucji. Pamiętajmy, że zbyt pochopne wszczęcie alarmu światowego jest ogromnym ryzykiem dla autorytetu takich instytucji, które zawsze wystawione są na krytykę wszystkich stron. Jeśli idzie o przypisywane WHO zależności od międzynarodowych koncernów farmaceutycznych, które łożą ogromne kwoty na badania nowych leków, jeśli już mielibyśmy kogoś oskarżać o uległość wobec Big Pharma, to palec raczej skierowałbym na poszczególne państwa, które czasem bardzo jawnie wykorzystują swoją siłę na arenie międzynarodowej, np. by wymusić na Polsce przyjęcie jakiegoś leku na listę do refundacji (…).

(Więcej – w najbliższym numerze „GGL”)

Rozmawiał Stefan Ciepły