Szukając fachowca

To nie budzi niczyjej wątpliwości – światem rządzi pieniądz. Pojawia się pytanie, czy światem medy­cyny również? Oczywiście że tak. Nie darmo ukuło się powiedzenie, że pieniądz, który mamy, jest narzę­dziem wolności, pieniądz, którego nie mamy, a jesz­cze bardziej ten, który mają inni, jest narzędziem zniewolenia.

Narodowy Fundusz Zdrowia pieniądze ma i to tak duże, że stać go na pozbycie się 10 mld złotych nadwyżki z roku ubiegłego i przekazanie ich do budżetu. Ale to już było. Teraz jest jeszcze gorzej. Wydatki na zdrowie dotąd pokrywane częściowo z budżetu pań­stwa będą pokrywane z pieniędzy NFZ, czyli ze skład­ki na zdrowie. Zatem pieniądze, które mogłyby iść na zakup świadczeń zdrowotnych, zostaną przeznaczone na oszczędności budżetowe. Czyżbyśmy na zdrowie wy­dawali za dużo? Przecież nie jest tajemnicą, że świad­czenia zdrowotne z zakresu interny, położnictwa, chi­rurgii ogólnej i wielu innych są niedofinansowane.

Przyznają to nawet urzędnicy Ministerstwa Zdrowia, NFZ, a nawet AOTMiT. Więc na co zostaną wydane pie­niądze dotychczas przeznaczane na ratownictwo me­dyczne, świadczenia wysoko specjalistyczne? Można się tylko domyślać, ale nie śmiem tego robić.

Że jest źle, wynika z ostatnich wypowiedzi p. Jaro­sława Kaczyńskiego, który bezpardonowo zaatakował lekarzy, twierdząc, że opór izb lekarskich wobec na­uczania medycyny w powiatach jest spowodowany chę­cią zabezpieczenia sobie wysokich zarobków. Nic bar­dziej fałszywego. Samorząd lekarski stał się ostatnim bastionem broniącym pacjentów przed niedouczony­mi lekarzami, których chce nam produkować obecny minister zdrowia wspólnie z ministrem Czarnkiem. Nauka medycyny w szkołach bez zaplecza, bez możli­wości przeprowadzenia na właściwym poziomie zajęć klinicznych i teoretycznych doprowadzi do felczery­zacji medycyny. Co więcej, obawiam się, że ta tenden­cja się utrzyma nawet po zmianie władzy. Bo jakie to piękne dla np. posła pochwalenie się, że oto jego stara­niem mamy w Chlapkowicach „medycynę”. Na jakim poziomie, to obojętne, bo ważny jest sam fakt otwarcia.

Pan Kaczyński straszy lekarzy. Straszy nowymi usta­wami, straszy, że da sobie z nami radę, że nie będą leka­rze tyle zarabiali, że nie każdy musi studiować za dar­mo. Trudno się z tym nie zgodzić, ale to przecież jego ludzie doprowadzili do patologii w kształceniu lekarzy. Minister zdrowia podtrzymuje patologię polegającą na nauczaniu w publicznych uczelniach medycznych studentów w obcych językach, którzy nigdy nie będą pracowali na rzecz polskich pacjentów, zamiast przy­jąć w to miejsce polskich studentów. Pokrycie uczel­niom strat finansowych na pewno będzie tańsze niż tworzenie nowych wydziałów, a w rachunku społecz­nym liczy się jeszcze zdrowie. Kiedy po wojnie drama­tycznie brakowało lekarzy, komuniści byli na tyle mą­drzy, że braki uzupełniano kształcąc felczerów, a nie obniżając poziom nauczania lekarzy. Ale tego obecnie rządzący nie rozumieją albo nie chcą zrozumieć, choć jest to proste jak konstrukcja cepa. Chociaż… W okre­sie rewolucji kulturalnej w Chinach leczeniem zajmo­wali się ludzie po kilkumiesięcznych kursach, wypo­sażeni w czerwoną książeczkę Przewodniczącego Mao. Czyli można i tak.

Kształcenie lekarzy musi potrwać. Nawet zakła­dając, że skróci się studia medyczne, zrezygnuje się ze stażu, skróci się szkolenie specjalizacyjne, to wyprodukowanie” specjalisty nie będzie szybkie. Nic nie uchroni nas przed zmianami organizacyjny­mi w ochronie zdrowia. Pan Kaczyński zapowiedział nawet konferencję PiS w tej sprawie, a ja boję się wnio­sków z tej konferencji. Boję się, że jeśli debatować będą tak wybitni fachowcy jak ci, którzy aktualnie organizu­ją ochronę zdrowia i pełnią ważne funkcje w minister­stwie, i którzy doprowadzili do jej kompletnego zała­mania, to lepiej nie będzie. Zdrowie nie znosi polityki, a ta rządzi nim od wielu lat. I nic nie wskazuje na to, że coś się zmieni. Bo jeżeli w kierownictwie Ministerstwa Zdrowia jest jeden lekarz, a kieruje nim ekonomista, to mamy oszczędności kosztem zdrowia. Jeżeli Agen­cją Oceny Technologii Medycznych kieruje lekarz ro­dzinny, to mamy to, co mamy. Pogarda dla wiedzy i do­świadczenia przebija na każdym kroku z ich działań.

Ostatnio np. AOTMiT po wielokrotnych monitach i interpelacjach poselskich odpisała, że nie jest w sta­nie przedstawić wyliczeń, według których wydała za­lecenia do wyceny świadczeń medycznych. Bo wyliczeń takich nigdy nie było, a wycena jest wzięta z sufitu i przekonania kierownictwa Agencji, NFZ i minister­stwa o swojej głębokiej racji.

No cóż, jak w znanej piosence – Dobry Bóg już zrobił, co mógł, teraz trzeba zawołać fachowca. Ale zawołać nie wystarczy – trzeba go jeszcze posłuchać.

Jerzy Friediger,

redaktor naczelny „GGL”