Ani prokurator, ani obrońca – wyłącznie sędzia

Rozmowa z doktor Bożeną Kozanecką, przewodniczącą Okręgowego Sądu Lekarskiego w Krakowie

Pani Doktor, zacznijmy naszą rozmowę od kwestii podstawowej. Komu służy sądownictwo korporacyjne? Czy pomaga lekarzom, czy może ich gnębi? Czy formułowane niekiedy poglądy, że sądy lekarskie osłaniają lekarzy, są prawdziwe?

–  Sądy korporacyjne kształtują swoje stanowisko na podstawie przeprowadzonych dowodów, ocenianych przez sędziów swobodnie na podstawie wskazań wiedzy i doświadczenia życiowego. Jeśli postępowanie dowodowe prowadzi do wniosku, że lekarz nie popełnił przewinienia zawodowego, sąd uniewinnia lekarza. W przypadku gdy zebrane dowody świadczą o jego winie, zapada orzeczenie skazujące. A korporacyjność wyraża się tym, że w składzie sędziowskim mogą być wyłącznie lekarze, dodajmy dla ich uwiarygodnienia – z minimum 10-letnim doświadczeniem. Czy sąd pomaga lekarzom? Sąd nie jest po to, by pomagać lekarzom albo pokrzywdzonym. Jest po to, by z punktu widzenia medycznego przedstawić obiektywny stan rzeczy. Jest to bardzo trudne, bo jesteśmy przez środowisko lekarskie, a także tzw. opinię publiczną często źle osądzani. Oczywiście niemal każde orzeczenie sądu jest dla jednej ze stron niezadowalające. To zrozumiałe. Tymczasem w wielu sytuacjach my jedynie prostujemy sprawy nieczytelne dla pokrzywdzonego, ale w opinii sądu zrozumiałe z medycznego punktu widzenia. To nie jest pomoc dla lekarza, jak nas pomawiają niekiedy media, a jedynie obiektywne przedstawienie sprawy.

Jak się mają wyroki sądów lekarskich do orzecznictwa sądów powszechnych?

– Niekiedy nasze decyzje są sprzeczne z wyrokami sądu powszechnego, bywa, że są surowsze, ale często też łagodniejsze. Fundamentem dla naszego sądu jest Kodeks Etyki Lekarskiej, któryniekoniecznie pokrywa się z kodeksami sądów powszechnych. Ale ja postrzegam sąd lekarski także jako miejsce edukacji dla obwinionych, czyli lekarzy.  Postępowanie wyjaśniające, prowadzone przez OROZ, i rozprawa przed OSL to taki moment dla lekarza w tym pędzie życia zawodowego do zastanowienia się nad sobą. I w moim odczuciu nawet, jeżeli sąd w wyniku postępowania podejmuje decyzję o winie lekarza, to on się zazwyczaj zatrzymuje, zastanawia, wyznacza drogę postępowania na przyszłość, by nie popełnić ponownie wytkniętego mu błędu.

Jaka jest struktura Okręgowego Sądu Lekarskiego? Jak wygląda zależność od Naczelnego Sądu Lekarskiego?

–Sędziowie, według ustawy o izbach lekarskich – członkowie składu orzekającego, wybierani są na Okręgowym Zjeździe Lekarzy OIL. Pierwsze posiedzenie nowo wybranych członków sądu zwołuje prezes Okręgowej Rady Lekarskiej, w porozumieniu z ustępującym przewodniczącym sądu, w ciągu 30 dni od dnia wyboru członków sądu. Na tymże posiedzeniu dokonuje się wyboru nowego przewodniczącego oraz jego dwóch zastępców. Generalnie w Okręgowym Sądzie Lekarskim mamy mało sędziów, w tej kadencji 34. Skład sędziowski podczas rozprawy czy posiedzenia ma być 3-osobowy: przewodniczący składu i dwóch członków. Prawo stanowi, że każda sprawa będąca przedmiotem decyzji OSL jest poprzedzona rozpoznaniem dokonanym przez Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej. Staramy się tak dobierać skład sędziowski, by były w nim  osoby, które mają doświadczenie, wykształcenie, specjalizację z dziedziny, której problem dotyczy. Nie zawsze nam się to udaje, bo nie mamy lekarzy wszystkich specjalności, ale w razie wątpliwości powołujemy biegłego specjalistę z danej dziedziny, celem wydania opinii. A jeśli chodzi o Naczelny Sąd Lekarski, to jesteśmy niezależni, przy czym zarówno lekarz, pokrzywdzony czy rzecznik mogą się do NSL odwołać.

Przypomnijmy kary, jakie może nałożyć sąd lekarski.

– Mamy karę upomnienia, nagany, karę pieniężną, ograniczenia prawa wykonywania zawodu, np. samodzielnego sprawowania dyżurów przez pewien okres. Wreszcie Sąd dysponuje karą zawieszenia prawa wykonywania zawodu na okres od pół roku do dwóch lat i ostatecznie – pozbawieniem prawa wykonywania zawodu na zawsze. Z takim przypadkiem jeszcze osobiście się nie spotkałam, jednak takie orzeczenia zapadały już w naszym sądzie.

Praca w sądach ma charakter społeczny?

– Symbolicznie refundowany. Za zakończoną sprawę członek składu sędziowskiego otrzymuje 120 zł brutto. W to wliczony jest czas przygotowania się do rozprawy, czyli przeczytania dokumentacji (obowiązkowo na terenie Izby, nie wolno jej wywozić), czas trwania rozprawy (dwie do trzech godzin), czas dojazdu do Izby. Wszystko to kosztem rezygnacji z prywatnego życia. Często sprawa nie kończy się na jednej rozprawie, powoływani są kolejni świadkowie, przedstawiane są kolejne dowody, odraczamy rozprawę ze względu na konieczną opinię biegłego, więc różnie to bywa. A zainteresowanie pracą w sądach jest umiarkowane. Prócz ogólnej niechęci do pracy społecznej, głównie z racji posądzeń środowiska lekarskiego o skłonności prokuratorskie u sędziów. 

Czy jest jakiś limit czasu na rozpatrzenie sprawy – od wpłynięcia skargi do Izby do wydania przez OSL wyroku?

– Nie ma. Teoretycznie od momentu zaistnienia zdarzenia mamy na rozpatrzenie skargi 5 lat. Później sprawa ulega przedawnieniu. Notabene bywa, że same strony, pokrzywdzony albo obwiniony, czynią pewne „manewry”, żeby przewlec sprawę. Natomiast w praktyce średni czas rozpoznania i przeprowadzania postępowania sądowego nie przekracza 1,5 roku.  W Małopolsce i na Podkarpaciu, a więc na obszarze działania naszej Izby, Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej zawsze wywiązywał się wzorowo ze swoich obowiązków. Materiały z postępowania wyjaśniającego są  kompetentne i wyczerpujące. Jeśli trzeba, zasięgamy opinii biegłych, których powołujemy z innych ośrodków, z Katowic, Białegostoku, Bydgoszczy, różnie, na wniosek obwinionych albo poszkodowanych, żeby nie było posądzeń o jakąś regionalizację. Bywa, że pomocne nam są materiały dostarczone przez prokuraturę regionalną, gdzie postępowanie zamknięto, a sprawa w sądzie korporacyjnym jeszcze się toczy.Kto nam jeszcze pomaga? W zakresie formalnym i administracyjnym Zespół Kancelarii Prawnej Izby.

Czy któraś z dyscyplin medycznych jest kłopotliwa, to znaczy – na lekarzy tej specjalności wpływa szczególnie dużo skarg?

– Nie mogę tego stwierdzić. Oczywiście w dyscyplinach zabiegowych, gdzie występują nagłe przypadki, które są bardziej traumatyczne, spraw na wokandzie jest więcej niż w dyscyplinach niezabiegowych. Od pokrzywdzonych często pada pytanie, czemu zabieg zakończył się niepowodzeniem, czy nawet zgonem. O tym, że miały miejsce powikłania, że pojawiły się okoliczności nieoczekiwane przy takim zabiegu, rodzina, pokrzywdzeni nie chcą słyszeć. Często są to sprawy prowadzone równolegle w sądach powszechnych.

Z perspektywy ostatniego czasu, w obszarze dyscyplin zabiegowych zwiększa się liczba skarg z zakresu tzw. chirurgii plastycznej oraz związanych z urazami wielonarządowymi, czyli mającymi miejsce po wypadkach wymagających zabiegów wielospecjalistycznych. Sporo jest też skarg dotyczących medycyny ratunkowej – nie zespołów podstawowych, gdzie są ratownicy, tylko zespołów specjalistycznych, oraz interwencji na SOR-ach. Na szczęście dominują sprawy drobne, które szybko i łatwo są wyjaśniane i rozstrzygane, chociaż niosą niekiedy sporo emocji. Wiem, że praca lekarza jest ciężka, ale nie usprawiedliwia to nieuprzejmego zachowania, przedmiotowego traktowania pacjenta, a to się zdarza.

A jacy są dzisiejsi pacjenci? Czy bardziej roszczeniowi?

– Wzrosła niewątpliwie roszczeniowość. Pojawiły się też sprawy dotyczące nie jednego lekarza, ale całych zespołów zaangażowanych w proces leczenia. Moim zdaniem, roszczeniowość pacjentów wzrosła za sprawą doktora Google. Pacjenci coraz więcej czytają i więcej wiedzą. W tej kwestii na łamach „Galicyjskiej Gazety Lekarskiej” wypowiadał się ostatnio Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej, analizując wzrost liczby skarg. A Rzecznik jest takim filtrem, który ogranicza ilość spraw wpływających do nas np. w wyniku śledzenia jakiegoś „społecznego” forum internetowego.  Nie mówię, czy to źle, czy dobrze. Mówię tylko o mechanizmie roszczeń.

Czy pandemia wpłynęła na charakter spraw, które do Państwa napłynęły? Emocje budziła kwestia szczepień. Sporo skarg, sądząc po doniesieniach medialnych, było na telemedycynę, która okazywała się niekiedy sposobem na ograniczenie świadczeń medycznych.

– Szczepieniom przeciwko covid do tej pory poświęciliśmy dwie rozprawy, dotyczyły one nawoływania przez lekarza do zaniechania szczepień, publicznie, w obecności znaczącej liczby pacjentów. Oczywiście, pojawia się teraz trochę spraw dotyczących postępowania z pacjentami w przebiegu zakażenia SARS-Cov-2, ale ich źródłem nie są nieprawidłowości związane z udzielaniem teleporad. Mieliśmy kilka spraw związanych z teleporadami dla rodziców dzieci w wieku poniżej 2 lat. Np. jeden z rodziców wnioskował o ukaranie lekarza za to, że nie dokonał osobiście badania dziecka, niemniej teleporada okazała się poprawna.

Może warto nagłaśniać niektóre z trafiających do sądu historii, oczywiście nie naruszając niczyich praw. Łamy „GGL” są otwarte…

– Postaram się… Przedstawienie orzecznictwa jest istotne szczególnie teraz, kiedy mówi się „po co nam te izby?”, gdy kwestionuje się składki, zarzuca „kolesiostwo”. Jestem przekonana, że nasze sądy korporacyjne są sprawiedliwe. Alternatywą byłyby przecież nowe komisje ds. orzekania o błędach medycznych, sprawowane przez urzędy państwowej administracji, a wspominane jak najgorzej. No nie wiem, czy nie lepiej być w ręku lekarzy niż urzędników. Oczywiście, gdy wina lekarza jest udowodniona, to powinien on zostać ukarany. I po to są sądy. Ale kara powinna być współmierna do przewinienia, jakie popełnił. Jaka? To wie sąd lekarski. W naszych wyrokach nie chodzi zresztą o napiętnowanie, lecz o ograniczenie czy wręcz eliminację błędnych postępowań, by opinia o lekarzach była jak najlepsza. W hierarchii prestiżu zawodów byliśmy z reguły wysoko, niestety, mimo ogromnego wysiłku włożonego w walkę z pandemią zaufanie do zawodu lekarza spada. By temu zapobiec, nie należy przemilczać błędów. Tylko tak można podnieść prestiż profesji, a także ochronić tych, którzy błąd popełnili, przed jego powtórzeniem. Najtrudniejsze są te sytuacje, kiedy sąd lekarski uniewinnia lekarza, a pokrzywdzony do końca jest przekonany o swoich racjach. Patrząc jednak obiektywnie na wszelkie dokumenty, analizując dowody, sąd uważa, że to przekonanie jest błędne. Trzeba więc pomóc obu stronom – obwinionemu lekarzowi stawiając pytania, które pozwolą mu wyjaśnić nie tyle sądowi, co pokrzywdzonemu, że nie ponosi winy, że postępowanie lekarskie było prawidłowe. Często nie przynosi to efektu, ale staram się, by pokrzywdzony zrozumiał, dlaczego lekarz został uniewinniony. Mieliśmy np. taką sprawę, w której kobieta oskarżała lekarza, że oględziny zwłok jej syna przeprowadzono nieprawidłowo, ale stawiała ten zarzut tylko dlatego, że myliła pojęcie sekcji zwłok z oględzinami, które są zupełnie inną czynnością. Usiłowaliśmy więc jej wytłumaczyć, że naprawdę współczujemy, ale nie ma racji.

Sądy, moim zdaniem, chronią lekarzy, ale nie w znaczeniu „ręka rękę myje”, tylko w imię obiektywnej prawdy. Nie jesteśmy zatem ani prokuratorami, ani obrońcami, a jedynie strażnikami obiektywnej racji, czyli sędziami.

                        Rozmawiał: Stefan Ciepły

Fot. Katarzyna Domin

Lek. med. Bożena Kozanecka, specjalistka chorób wewnętrznych, diabetologii oraz medycyny ratunkowej. 39 lat pracy zawodowej, m.in. na oddziale interny w Szpitalu im. G. Narutowicza, kierownik Izby Przyjęć i SOR w Szpitalu im. Rydygiera, tamże dyrektor (przez 8 lat) ds. lecznictwa. Od 1990 r. prowadzi równolegle praktykę ambulatoryjną (poradnictwo „cukrzycowe”). Z samorządem lekarskim związana od II kadencji, wcześniej m.in. przewodnicząca Komisji ds. Przekształceń i Komisji ds. Obcokrajowców.

Tekst ukazał się w „GGL” 6/190 z 2022 r.