Chrościejewski – pierwszy polski pediatra

Rozmowa z prof. Januszem Skalskim

Jak się coś nie zaczyna w Krakowie, Panie Profesorze, to mam wrażenie, że w ogóle się nie zaczęło. Wikipedia, podobnie jak encyklopedia PWN, za „ojca polskiej pediatrii” uważa Macieja Leona Jakubowskiego, współzałożyciela Towarzystwa Opieki Szpitalnej dla Dzieci, Szpitala im. św. Ludwika w Krakowie, rektora UJ, organizatora pierwszych kolonii dziecięcych w Rabce, tymczasem…

– No właśnie, niekoniecznie Małopolska czy XIX stulecie mają tu pierwszeństwo. Moim zdaniem w pediatrii tytuł lidera przysługuje Wielkopolsce, a ściślej doktorowi filozofii i medycyny, trzykrotnemu burmistrzowi Poznania, Janowi Hieronimowi Chrościejewskiemu, który żył w latach 1555-1627. Wielkopolska wydała w okresie renesansu dwóch fantastycznych medyków, filozofów. Pierwszym z nich był uznawany w całej Europie pionier nauk o tętnie, o krwioobiegu, poeta, dyplomata i polityk, cytowany w wielu zagranicznych dziełach, lekarz nadworny Zygmunta Augusta i czterech innych europejskich władców, Józef Struś (1510-1568). A drugim pochodzący z rodziny lekarskiej Jan Hieronim Chrościejewski, syn bogatego poznańskiego mieszczanina, lekarza i filozofa, także dwukrotnego burmistrza Poznania. Obaj, to znaczy Struś i Chrościejewski, ukończyli studia na Akademii Krakowskiej z tytułem bakałarza i obaj też kontynuowali je w Padwie, tyle że w odstępie 30 lat. Struś doczekał się stanowiska wicerektora Uniwersytetu Padewskiego, prowadził praktykę lekarską w wielu zakątkach Europy, konsultował leczenie samego Sulejmana I Wspaniałego. Natomiast Chrościejewski był w Padwie później, kształcił się pod kierunkiem Hieronima Mercurialisa, lekarza m.in. dożów weneckich, tłumacza dzieł Hipokratesa i Galena, pioniera europejskiej pediatrii – i w wyniku jego namowy sam napisał w 1583 roku pierwszy podręcznik polskiej pediatrii, będąc pod względem metod badawczych i ustaleń naukowych reformatorem i prekursorem, także w skali europejskiej.

Czy mniejsza ranga Wielkopolski w polskiej medycynie nie skazywała Chrościejewskiego na drugoplanowość? Czy stąd wynika jego mniejsza sława?

– Wielkopolska rzeczywiście nie miała w medycynie tak znaczącej pozycji jak Kraków w medycynie ogólnej czy Gdańsk, posiadający prymat w zakresie chirurgii. Oczywiście, mówię o czasach cyrulickich, ale Wrocław czy Poznań miały też niemałe zasługi. Z Poznaniem związany był na przykład Jan Jonston, skoto-polonus, osiedlony w Lesznie w wyniku emigracji jego rodziców kalwinistów ze Szkocji, który zasłynął w całej Europie jako polihistor, encyklopedysta, przyrodnik (wydawał m.in. podręczniki, albumy zwierząt, owadów). Jego dzieła medyczne były uważane w całej Europie za znakomite.

Ewangelikiem był także Jan Hieronim Chrościejewski, który w 1589 roku, po powrocie do Polski, w ślad za ojcem został burmistrzem Poznania na trzy kadencje. Możemy więc zakładać, że ten region był bardziej tolerancyjny niż Małopolska. Natomiast sławę Chrościejewskiego ograniczyło jego nazwisko, którego za granicą nikt nie potrafił ani wypowiedzieć, ani zapisać poprawnie. Mam tu cały indeks pisowni z różnych zagranicznych cytowanych prac naszego bohatera: Chrościejowski, Chroszcieyowski, Chroscieyski i kilka dalszych, a na koniec przywoływany w formie zlatynizowanej: Groscesij. Co to znaczyło? Może chrosty znaczyło szorstki, gruboziarnisty, chropowaty. I taki też zapis w zlatynizowanej formie znajduje się na stronie tytułowej jego dzieła pt. De puerorum morbis tractatus (…) Joannes Groscesij”. Europejczycy nie mogli sobie poradzić z tym nazwiskiem po polsku, więc je zmieniono w wydaniu z 1584 r. na Groscesij. I tak było łatwiej.

Na studiach w Padwie Chrościejewski trafił pod skrzydła największej znakomitości medycznej w owym czasie – Hieronima Mercurialisa. Mercurialis jako jedyny zajął się etyką w medycynie, a w szczególności w pediatrii, formułując szereg fundamentalnych do dzisiaj zaleceń. Był znakomitością, wszędzie go zapraszano, by konsultował zdrowie najmożniejszych ówczesnego świata. Tymczasem Mercurialis miał pewną słabość do niektórych swoich uczniów. Wybrał sobie dwóch Polaków i jednego Szwajcara. Pierwszym z nich był właśnie nasz Chrościejewski, drugim słynny Gaspard Bauhin (ten od zastawki), mistrz anatomii i chirurgii, trzecim wreszcie Albertus Szeliga z Warszawy, autor dzieła nt. toksykologii „De venenis et morbis venenosis tractatus locupletissimi”, czyli o truciznach i chorobach z zatrucia.

A skąd się wzięło zainteresowanie Chrościejewskiego pediatrią?

– Właściwie nie było wtedy tej dziedziny. Chciał zasłynąć czymś, co będzie dla innych nieznane. Od starożytności bowiem uważano, że dzieckiem powinny się zajmować babki czy znachorki, a nie wypada tego robić lekarzowi. Takie było przekonanie, płynące z kilku źródeł. Sądzono mianowicie, że dziecko nie zniesie poważnego leczenia, proponowanego zazwyczaj przez lekarzy i opartego o medykamenty, żelazo i ogień.

Faktycznie, powszechnie używano ognia, lecząc za pomocą wysokich temperatur, czego pacjenci czasami nie przeżywali. Żelazo zaś było wykorzystywane w przypadku zranień, urazów, gdy rana miała być wypalana. Stąd żelazo i ogień. Stosowanie takich metod, ledwo znoszonych przez dorosłych, sprawiało, że mało kto chciał się brać za leczenie dzieci. Powoływano się przy tym na starożytnych, bo zarówno Galen, jak Hipokrates leczenia dzieci w swych dziełach nie uwzględniali. Więc na owe czasy była to niszowa dziedzina medycyny. I Chrościejewski chciał ją zagospodarować. Czy był rzeczywiście jednym z pierwszych w świecie? Nie do końca. Wiemy, że pierwsze skromne dziełko pediatryczne flandryjskiego lekarza van Mechelena pojawiło się w 1540 roku, a w 1547 roku monografia młodego medyka Georga Khufnera. Mam ją tutaj, nosi tytuł „De aegritudinibus infantium tractatus”.

Natomiast co było przełomowym dokonaniem Chrościejewskiego? Przekartkowałem jego dzieło o chorobach wieku dziecięcego i uważam, że pojawiły się tam stwierdzenia kluczowe, poczynając od tezy fundamentalnej, w pierwszym zdaniu podręcznika, iż dziecko wymaga wielkiej troski.

Etyka pojawia się w dziele Chrościejewskiego po raz pierwszy w europejskiej pediatrii. Autor pisze, że dziecko jest wielką wartością, ale nie jest miniaturą dorosłego. To, co dzisiaj jest oczywiste, Chrościejewski formułował jako pierwszy. Dziecko choruje inaczej niż człowiek dorosły, poświęcona mu medycyna jest inna i należy się tym zająć odrębnie. To jest zapisane na początku tej księgi, jako jej myśl przewodnia, stanowiąc jakby fundament etyki pediatrii. Autor definiuje, jakie są choroby dzieci, ile ich jest i czy mają być leczone przez lekarza. I to był kompletny przełom w myśleniu. Owszem, leki dla dziecka pojawiały się w naszych zielnikach wcześniej; w 1534 roku wymieniane są w „Zielniku” Stefana Falimirza, potem w kolejnych XVI-wiecznych zielnikach Marcina z Urzędowa i Marcina Siennika, którzy wymieniają szereg leków dla dziecka. Ale globalne podkreślenie, że medycyna dziecięca jest dziedziną odrębną, że dziecko wymaga innej troski niż dorosły – to jest oryginalny pogląd Chrościejewskiego. On sobie podzielił całą medycynę w trzech księgach na choroby wewnętrzne, zewnętrzne i pasożytnicze, sugerując indywidualną kurację dla każdej z nich, a na koniec dokonał dramatycznego podziału na choroby wyleczalne i nieuleczalne. Jak twierdził, choroby dzieci powstają z niedoborów i nadmiaru, a więc w rezultacie nadmiernego wychudzenia czy niedożywienia, nieprawidłowo odżywiony organizm ulega wyniszczeniu i prowadzi do śmierci. Natomiast nadmiar powoduje gorączki i wysypki. Opisy wysypek są perfekcyjne. I tu dochodzę do sedna sprawy, otóż uważam, że największym osiągnięciem Chrościejewskiego było pierwsze na świecie opisanie odry jako odrębnej jednostki chorobowej – poświęcił jej obszerny rozdział w pierwszej księdze. Wcześniej odrę łączono z różnymi postaciami ospy lub jeszcze innymi chorobami.

W ogóle Chrościejewski opisał mnóstwo dolegliwości, dzisiaj określanych mianem chorób wieku dziecięcego. Pierwszy też zwrócił uwagę, jak powinien wyglądać stosunek do dziecka leczonego. Konieczne jest ciepło, odpowiednia łagodna rozmowa, wpływanie pozytywnie na nastrój dziecka – to zalecenia. Jednocześnie dziecko ma być nie tylko obserwowane, ale też leczone. Pediatria wymaga leczenia aktywnego. Ostatecznie można wkroczyć w sposób agresywny, tzn. ogniem i żelazem. Ale nie wolno przegrzewać dziecka, bo to może prowadzić do wielu chorób. Nie wolno też zbyt ciasno i mocno go zawijać. To są polecenia, które i dzisiaj ortopedzi zalecają, przez długie lata bagatelizowane. Należy często mierzyć obwód głowy – pisze Chrościejewski – wskazując de facto na wodogłowie. I zaleca ograniczenie płynów, działanie moczopędne oraz prowokowanie biegunek dla przyspieszenia stolca, wszystko to, by pozbyć się nadmiaru wody z organizmu. Jeżeli dalej obwód głowy rośnie, należy wykonać cięcie czaszki na potylicy w celu upuszczenie płynu, bo w przeciwnym wypadku nastąpi zgon dziecka.

To bardzo szczegółowe zalecenia…

– Owszem, ale są też inne. W chirurgii należy usuwać narośle, bo mogą rosnąć i szkodzić. Należy leczyć zmiany w układzie moczowym. Moczenie się dziecka może być związane z nieprawidłowościami w rdzeniu kręgowym, powodując nieprawidłowe opróżnianie się pęcherza. Oczywiście zajmuje się też padaczką, bełkotliwą mową, udarem, stanami zapalnymi w głowie i ropą w komorach mózgowych. Jeżeli pojawia się tam ropa, to dziecko będzie demonstrowało poważne objawy neurologiczne, pisze.

A teraz zalecenia dla matki karmiącej. Nie wolno jej pić wina, czy ogólnie alkoholu, jeść rzeczy słonych, gorzkich i ostrych. Ani matce, ani mamce.

Wśród ważnych schorzeń jelitowych Chrościejewski wymienia robaki, którym jest poświęcony osobny rozdział, czyli księga trzecia. Ja sobie spisałem listę rozmaitych rzeczy, o których on pisze. M.in. o leczeniu przepuklin pępkowych i mosznowych u dzieci; o leczeniu stulejki; o przetokach odbytniczych; o wypadaniu odbytnicy u dziecka; o konieczności podcinania wędzidełka języka, żeby dziecko dobrze mówiło; o wolu (tarczycy), o jąkaniu, o odmrożeniach, które uważa za wielkie zaniedbanie; o schorzeniach jamy ustnej; o porażeniach, drgawkach, chorobach nosa; o wymiotach; o ząbkowaniu; o nietrzymaniu moczu, o kile wrodzonej u dziecka; robaczycy, czkawkach.

Oczywiście, nie brakowało też bzdur, że np. gorączka stanowi przyczynę wszystkich chorób, a zapalenie migdałków bierze się ze złego pokarmu. Albo jeżeli pojawia się zaburzenie jedzenia u oseska, to należy podać leki przeczyszczające dla matki albo mamki. Dobrze jest  wykąpać dziecko w mleku albo naparze z malwy. Na szyi dobrze jest nosić jaspis i koral, bo ustanowi to dobrą regulację stolca. Nie brakło też złych skutków uroku czarownicy czy wrogiego spojrzenia na dziecko kobiety podczas menstruacji. Dodatkowym lekarstwem na wodogłowie może być maść siarkowa i wyciąg z mrówek. Zaś kiła bierze się z niezdrowego nasienia rodziców. Na ząbkowanie zalecał smarowanie dziąseł dziecka mlekiem psim, mózgiem zająca lub kozy czy wcieraniem w dziąsła popiołu z zęba wściekłego psa. Przy niedomodze pęcherza, o czym mówiłem wcześniej, sugerował spożywanie sproszkowanego pęcherza owcy. Na pleśniawki – cudowne lekarstwo, jeden z najdroższych leków, smarowanie dziąseł miodem od pszczół posiadających ul w grobie Hipokratesa…

Skąd mu się wziął ten Hipokrates?

– Myślę, że od Mercurialisa, który też głosił różne „mądrości”, a część tych dyrdymałów w wypadku naszego bohatera pochodziło z medycyny ludowej z terenu Wielkopolski. Ale wiele zaleceń musiało pochodzić z własnych przemyśleń Chrościejewskiego, który był oryginalnym człowiekiem. Nie bez powodu Mercurialis spośród kilkudziesięciu uczniów wybrał go na swego asystenta, który miał spisywać jego myśli i który dostał plenipotencję, żeby wydać dzieło, które się ukazało zresztą bez autoryzacji Mercurialisa.

Są tacy historycy medycyny z Europy, którzy uważają, że dzieło Chrościejewskiego było całkowicie oryginalne, a tylko pewna kanwa została mu nadana przez Mercurialisa. Niektórzy z kolei twierdzą wręcz odwrotnie… Faktycznie na stronie tytułowej jest napisane – ex ore Excellentissimi Hieronymi Mercurialis (…) in libros tres digesti: opera Iohannis Groscesij. Zaznaczono w tym miejscu, że zawartość dzieła podzielonego na trzy księgi była wzięta „z ust najdoskonalszego Hieronima Mercurialisa”, ale dodano, że jest to jednak „dzieło Jana Groscesiusa”. Jeśli nawet były to wykłady Mercurialisa, to zostały pięknie spisane, z ogromną wiedzą i wzbogacone pokaźnym bagażem własnych obserwacji jego ucznia, przemyśleń i lekarskich zaleceń.

O ile moja znajomość łaciny jest wystarczająca, to znajduję tam rzeczy, które są dla mnie absolutnie oryginalne, które niewątpliwie pochodzą od Chrościejewskiego. I one były kiedyś, na posiadanym przeze mnie egzemplarzu, opatrzone jeszcze komentarzami jakiegoś renesansowego medyka uczącego się z tej książki. Są tam dopiski, podkreślenia w najciekawszych jego zdaniem miejscach. One też mają wartość. Informują, jak młody, kształcący się żak pojmował ówczesną wiedzę.

No cóż, dystans lat między Chrościejewskim a Jakubowskim jest ogromny, tak jak między końcem XIX wieku a początkiem XXI.

– Dystans jest oczywisty, niemniej dzieło Chrościejewskiego jest piękne. I dobrze by było, żeby polscy lekarze, a przede wszystkim polscy pediatrzy wiedzieli, że mieliśmy takiego mistrza. Pierwsze wydanie jego dzieła miało miejsce w 1583 roku, ja mam drugie, wydane rok później. Łącznie było sześć wznowień i ja w swojej książce o „Dziejach polskiej medycyny od czasów najdawniejszych…” napisałem, że przez 150 lat dzieło Chrościejewskiego było obowiązującym podręcznikiem. A może dłużej, bo jak o tym pisano w historycznych opracowaniach, obowiązywało nawet 300 lat. Potem wiedza pediatryczna, jak i cała medycyna, uległa unowocześnieniu, jednak pierwsza kanwa pediatrii, czyli to, co było jej podstawą w tym dziele, przetrwała.

I warta jest upamiętnienia…

– Co właśnie czynimy. Jeszcze Komisja Edukacji Narodowej nie przewidywała pediatrii, a ona już była u nas w kraju i w Europie. Postrzeganie, że narodziła się w XIX wieku, wydaje mi się mylne.

                                                                                   Rozmawiał: Stefan Ciepły

Tekst ukazał się w „GGL” 2-192 z 2023 r.

Zdjęcia z archiwum prof. J. Skalskiego