Nie można nam zarzucić, żeśmy jako Okręgowa Izba Lekarska rozpieszczali Narodowy Fundusz Zdrowia. Wręcz przeciwnie, nie szczędziliśmy cierpkich uwag. Krytykowaliśmy biurokrację, kary nakładane na lekarzy, małą elastyczność w podziale środków, wreszcie nadmiernie scentralizowany system zarządzania NFZ, nie pozwalający oddziałom Funduszu na dostosowanie się w pełni do specyfiki poszczególnych regionów. I oto doczekaliśmy się w rządowym projekcie nowelizacji ustawy o świadczeniach zdrowotnych akurat odwrotnych pomysłów (na kanwie przeciwdziałania pandemii).
Mianowicie pod kryptonimem „pionizacja” NFZ planuje „wprowadzenie korpusu kontrolerskiego NFZ” i „centralizację zadań kontrolnych NFZ”. Teraz każdego pracownika 16 oddziałów będzie przyjmował prezes Funduszu (ma to jakoby przynieść oszczędności kadrowe?). Ale istotą pomysłu jest raczej ubezwłasnowolnienie oddziałów wojewódzkich, bowiem wszystkie decyzje w sprawie przyszłorocznych umów dla szpitali będzie podejmował sam prezes NFZ, podległy ministrowi. Pieniądze będą „znaczone” przez centralę, to znaczy z góry skierowane na poszczególne kategorie świadczeń, „co pozwoli na realizację wspólnych priorytetów zdrowotnych” – zapisano w projekcie.
Wyliczanie konsekwencji takiej polityki w postaci zaniku konkurencji, zmniejszenia efektywności, zwielokrotnienia skutków każdego błędu w zarządzaniu, rozmycia odpowiedzialności za decyzje itp. – nie ma sensu. Opisano to w setkach podręczników ekonomii. Podobnie jak oczywiste są różnice w epidemiologii chorób, w nasyceniu kadrą lekarską i pielęgniarską, czy w zróżnicowaniu bazy leczniczej, którą dysponują regiony. Wszystko to „oczywista oczywistość”, ale my ruszamy chyżo w minione stulecie. Komentarz nie może być cenzuralny.
Druga natomiast kwestia jest nadzwyczaj trudna i delikatna. Luzować czy zaostrzać rygory sanitarne związane z pandemią? A może pozostawić stan obecny i czekać na kaprysy losu? Argumenty „za” i „przeciw” są znane. Niestety, Małopolska znalazła się właśnie w czołówce województw szczególnie doświadczanych pandemią, obok Śląska i woj. mazowieckiego. Gdy piszę te słowa, 3 sierpnia, Szpital przy Jakubowskiego wrócił do swojej jednoimiennej funkcji, a jego dyrektor postulował na konferencji prasowej rozważenie przez władze wsparcia go drugim jednoimiennym szpitalem w regionie. Trudno mu się dziwić. Telewizja codziennie pokazuje pielgrzymki w Tatry, tłumy nad Morskim Okiem, przy kolejce na Kasprowy (oczywiście bez maseczek) i tego już nikt nie zmieni, chyba że z użyciem armatek wodnych, na weselach baluje po kilkaset osób, organizowane są inne huczne imprezy. Pozostaje więc tylko apelować i to właśnie robi samorząd, wcale nie wzmacniany, a raczej dyskredytowany przez władze. Nie będę cytować premiera czy prezydenta, z niesmakiem natomiast odnotowuję fakt, że nie jesteśmy po tej samej stronie. Jak można nie liczyć się z głosem lekarzy w kwestiach zdrowia?
Za cztery tygodnie staniemy jako społeczeństwo przed ogromnym problemem początku roku szkolnego. Online można było uczyć przez trzy miesiące, lecz dłużej nie sposób. Zwłaszcza, że w fundamentalnej tutaj kwestii „wykluczenia internetowego” ok. jednej trzeciej uczniów nic nie zrobiono. I nie robi się nadal, choć to akurat chyba potrafilibyśmy (nie tak znowu wysokim kosztem jak respiratory) nadrobić, kupując biedniejszym dzieciakom potrzebny sprzęt.
Czekam na wrzesień pełen niepokoju, czy się nasze państwo nie rozpęknie, bo woli naprawy sytuacji w lawinie rocznic, deklaracji i zaprzysiężeń nie widać.
Robert Stępień