Będę szukał platformy dialogu

Rozmowa z doktorem Jerzym Sławińskim, nowym Okręgowym Rzecznikiem Odpowiedzialności Zawodowej w Krakowie.

Statystyki pokazują, że z roku na rok wzrasta liczba spraw zgłaszanych do Okręgowego Rzecznika Odpo­wiedzialności Zawodowej w Krakowie. Choć stanowi­sko to objął Pan Doktor niedawno, ma Pan już duże do­świadczenie – przez 24 lata pełnił Pan funkcję zastępcy OROZ. Czy rzeczywiście pracy jest więcej?

– Nie da się ukryć, że widoczny jest stały przyrost liczby skła­danych skarg. Najwięcej z nich to zgłoszenia od samych pa­cjentów, następna grupa to sprawy wnoszone przez leka­rzy na niewłaściwe działania kolegów, a część to zgłoszenia od wymiaru sprawiedliwości. W ciągu ostatnich lat w każdej z tych grup zauważam wzrost liczby spraw.

Czy pojawił się jakiś nowy rodzaj skarg? Nowe zjawisko?

– Ostatnio bardzo często zajmujemy się skargami wnoszo­nymi przez pacjentów gabinetów chirurgii plastycznej. To pewna nowość. Skargi te nie dotyczą w zasadzie poważ­nych powikłań leczenia, które zagrażałyby życiu czy zdrowiu pacjentów, ale raczej niezadowolenia z efektów zabiegów i odnoszą się praktycznie wyłącznie do gabinetów niepu­blicznych, w których pacjenci sami ponosili koszty tych zabie­gów, najczęściej niemałe.

To niezadowolenie ma uzasadnienie, czy też jest to może jedynie wyraz nadmiernych i nierealnych oczekiwań?

– Większość skarg jest w trakcie postępowania. Pacjenci przekazują nam szczegółowe opisy, zdjęcia „przed i po”, a także podają dokładne informacje o tym, jakie efekty zabiegów im oferowano. Te materiały kierujemy do bie­głych i dopiero na podstawie ich opinii prowadzimy dalsze postępowanie. Do tej pory biegli w zdecydowanej większo­ści tych spraw dopatrzyli się jednak nieprawidłowości, a nie tylko niezadowolenia pacjentów. To dość nowe zjawisko, któ­remu warto byłoby się przyjrzeć.

Mamy za sobą dwa lata pandemii, co wiązało się z pracą w zupełnie nowych okolicznościach…

– I te nowe, niełatwe przecież dla wszystkich warunki pracy przyniosły sporą falę niezadowolenia ze strony pacjentów. Jednym z częściej pojawiających się tematów zgłoszeń były teleporady. Wiele osób skarżyło się, że nie mogło skorzystać z klasycznej wizyty, że lekarz nie chciał ich przyjąć, a bada­nie lekarskie się nie odbyło, co, w ich opinii, przekładało się na brak właściwej diagnozy. Dużym problemem było też, wymuszone pandemią, ograniczenie kontaktów pacjentów z rodzinami, które wcześniej, szczególnie dla starszych osób, były wsparciem. Chorzy, pozbawieni tego wsparcia, czu­li się zdezorientowani, nie zawsze dobrze rozumieli zasady terapii i to rodziło nieporozumienia. A nawet można powie­dzieć, że spore konflikty, których podłożem nie zawsze były błędy merytoryczne, lecz częściej właśnie brak wzajemne­go zrozumienia.

Sprawozdania z całego kraju wskazują, że bardzo du­żo wniosków, jakie spływają do biura Rzecznika Odpo­wiedzialności Zawodowej, dotyczy właśnie konfliktów i nieporozumień międzyludzkich, a czasem po prostu niewłaściwego zachowania.

– Cóż, niestety to prawda. Właściwie większość skarg dotyczy zatargów personalnych, czasem pomiędzy kolegami leka­rzami, ale zwykle pomiędzy lekarzem a pacjentem. Co mnie zawsze zdumiewa, zdarzają się nawet rękoczyny. Pacjenci, cierpiący i zdenerwowani, w trudnej dla nich sytuacji, bywa­ją po prostu niegrzeczni lub wręcz agresywni. Musimy jed­nak od lekarza wymagać, aby w takich sytuacjach zachował spokój. To bywa bardzo trudne, szczególnie gdy jest on prze­ciążony i zmęczony, ale nie wolno poddawać się emocjom. Nie wolno na niekulturalne zachowanie pacjenta odpowia­dać również niekulturalnie.

Pacjentem targają emocje, jest przestraszony i czę­sto po prostu nie rozumie, na czym polega jego choroba i jej leczenie. Czy takim sytuacjom można zapobiec, po prostu poświęcając więcej czasu na rozmowę z chorym?

– Myślę, że tak. To jest zresztą stały postulat lekarzy do dyrektorów placówek medycznych. O więcej czasu, który lekarz mógłby poświęcić pacjentowi. Nie na badanie czy zabiegi, ale właśnie na rozmowę, na wytłumaczenie isto­ty choroby oraz zasad jej leczenia. Wszyscy chcielibyśmy poprawy organizacji pracy w placówkach medycznych, tak, aby lekarz nie był obciążony aż tyloma obowiązkami admi­nistracyjnymi, pisaniem raportów, uzupełnianiem sprawo-zdań, wstukiwaniem kodów itp. To jest czas tak naprawdę zabrany pacjentowi, który później jest niedoinformowany i z powodu niewiedzy czy niezrozumienia doszukuje się błę­dów w postępowaniu lekarza. I pisze skargi…

Wiele z nich okazuje się potem nieuzasadnionych, jednak jeśli już skarga wpłynęła, jesteśmy zobowiązani do wszczęcia postępowania. Musimy prosić pacjenta o dokumenty i zba­dać całą jego sprawę, musimy wezwać lekarza do wyjaśnień. A potem okazuje się, że wszystko było efektem nieporozu­mienia. Uważam też, że w toku kształcenia lekarzy za mało uwagi poświęca się umiejętnościom w zakresie rozmowy z pacjentem i jego rodziną oraz technikom przekazywania skomplikowanej wiedzy oraz trudnych informacji. Młodzi lekarze powinni być wyposażeni w kompetencje właściwe­go i konstruktywnego dialogu z każdym pacjentem, w każ­dych okolicznościach. Z mojego punktu widzenia, organu, który później rozpatruje skargi, właśnie o to warto zawalczyć.

Czy lekarz może się jakoś zabezpieczyć na wypadek sporu z pacjentem?

– To metoda, o której wszyscy z naszego Biura mówimy od lat. Bardzo skrupulatne prowadzenie dokumentacji medycz­nej. Wydaje się proste i oczywiste, a jednak w wielu przy­padkach szwankuje. O ile jeszcze w dużych, publicznych placówkach prowadzenie dokumentacji jest wymuszone systemowo, a potem oceniane wielokrotnymi kontrolami różnych organów, to w małych, prywatnych gabinetach czę­sto już brakuje energii na „papierologię”. A szczegółowy za­pis wszystkich – podkreślam: wszystkich kontaktów z pa­cjentem, opis jego dolegliwości i jego stanu zdrowia, nawet samopoczucia, ma podczas analizowania sprawy kolosal­ne znaczenie.

Rozmawiamy cały czas o przewinach lekarzy, lecz proszę pamiętać o tym, że Biuro nie służy wyłącznie obwinianiu lekarzy. Oczywiście, rozpatrujemy skargi i kierujemy wiele spraw do sądu lekarskiego, ale jesteśmy też po to, aby bronić lekarzy przed niesłusznymi oskarżeniami. Dziś bardzo łatwo w bardzo krótkim czasie wydać na kogoś publiczny wyrok. My jesteśmy od tego, aby sprawę rzetelnie zbadać i ocenić, czy skarga rzeczywiście miała podstawy.

Choć z Biurem jest Pan związany od lat, będzie to pierwsza kadencja w roli Rzecznika Odpowiedzial­ności Zawodowej. Czy stawia Pan sobie jakieś nowe wyzwania?

– Przede wszystkim postaram się sprostać wyzwaniu, jakim jest utrzymanie tak wysokiego poziomu pracy Biura, jak za moich poprzedniczek, ale też spróbuję dodać jeszcze coś od siebie. Kusi mnie również wprowadzenie do naszej pra­cy rzadko wykorzystywanego narzędzia, jakim jest media­cja. Nie wszystkie sporne sprawy muszą mieć finał w sądzie, będę więc szukał okazji, żeby wypróbować tę metodę. Wiem, że nie będzie to łatwe, bo tutaj musi być chęć i dobra wola z obu stron, ale zawsze warto chociaż spróbować. Do nasze­go Biura trafiają też sprawy wynikające ze spornych kwestii pomiędzy samymi lekarzami i być może właśnie tutaj moż­na by na początek szukać platformy do dialogu.

Rozmawiała Joanna Sieradzka

 Jerzy Sławiński jest specjalistą medycyny ratunkowej, kierowni­kiem Oddziału Centralnego w Krakowskim Pogotowiu Ratunko­wym. Od 1993 r., przez sześć kolejnych kadencji, pełnił funkcję za­stępcy OROZ w krakowskiej OIL.