Lindsey Fitzharris, „Facemaker. Historia człowieka, który stworzył chirurgię plastyczną”

Jedne z najstarszych zachowanych w piśmie wskazań do przeprowadzenia zabiegów rekonstrukcji i plastyki twarzy odnajdujemy w traktacie hinduskiego lekarza Szuszruty, żyjącego najprawdopodobniej w VI wieku przed Chrystusem. Tradycja wskazuje właśnie na niego jako autora zabiegu rekonstrukcji małżowiny usznej w oparciu o przeszczep skóry pobranej z policzka, a także metody uzupełniania ubytków w obrębie ust. Natomiast przeszczepianie wyodrębnionego i odpowiednio formowanego płata skórnego, który pobierano z czoła lub podbródka pacjenta, stał się podstawą rynoplastyki. Odbudowa tkanek miękkich nosa opierała się o „stelaż” wykonany z dwóch wypolerowanych, drewnianych rurek. Niekiedy w tym samym celu miano stosować pobrane wcześniej fragmenty kości. Ten rodzaj operacji rekonstrukcyjnej bywa niekiedy określany mianem „hinduskiego nosa”, co wyraźnie wskazuje na miejsce narodzin takiego postępowania chirurgicznego.

W basenie Morza Śródziemnego po raz pierwszy o zabiegach rekonstrukcji części twarzy czytamy u rzymskiego polihistora Celsusa. Później skąpe informacje odnajdujemy w epoce dojrzałego średniowiecza. Pozbawione szczegółów nie są jednak w stanie stworzyć dla nas scalonego obrazu, pozostawiając sporo miejsca na domysły i spekulacje. Dlatego też, szukając początków nowożytnej chirurgii plastycznej, często wskazuje się na wykładowcę anatomii i chirurgii na uniwersytecie w Bolonii Gaspare Tagliacozziego, który na kartach wydanego w 1597 roku traktatu „De Curtorum Chirurgia per Insitionem Libri Duo” zaprezentował szereg rozwiązań zabiegowych do zastosowania w rekonstrukcji ubytków nosa, ucha oraz ust.

Dorobek Szuszruty i Tagliacozziego stał się w XIX stuleciu punktem wyjścia dla sprawnych operatorów, m.in.  Josepha Constantine Carpue i Christiana Heinricha Büngera, którzy mieli otworzyć nowy rozdział w historii rynoplastyki i sami z kolei wpłynąć na jednego z najwybitniejszych chirurgów tamtej doby, Carla Ferdinanda von Graefego. W opublikowanym w 1818 roku tekście „Rhinoplastik, oder die Kunst den Verlust der Nase organisch zu ersetzen” von Graefe po raz pierwszy użył pojęcia „plastyki” jako wyróżniającego ten rodzaj postępowania zabiegowego. Można w tym widzieć symboliczny początek współczesnej chirurgii plastycznej.

Jednak to nie von Graefe jest bohaterem książki autorstwa Lindsey Fitzharris. Jest nim Harold Gillies. Wychowanek uniwersytetu w Cambridge, rodem z Nowej Zelandii, w trakcie pierwszej wojny światowej podjął służbę w Korpusie Medycznym Armii Królewskiej. Przydział do Francji z zadaniem medycznego nadzoru nad poczynaniami ekscentrycznego stomatologa Charlesa Valadiera, obywatela Stanów Zjednoczonych, a z pochodzenia Francuza, który w myśl obowiązujących przepisów nie mógł samodzielnie przeprowadzać operacji, nie był dla Gilliesa czymś, czego by oczekiwał. Valadier opracował i wciąż doskonalił techniki rekonstrukcji żuchwy i kości twarzoczaszki, które choć już wówczas zyskały sobie rozgłos, nie były postrzegane jako priorytetowe wyzwanie, z jakim musi się mierzyć medycyna wojskowa. Poza tym „amerykański Francuz” jawił się jako człowiek o trudnym charakterze, z którym ciężko się współpracuje. Jednak Gillies, który specjalizował się w otolaryngologii, w mig pojął znaczenie rozwiązań zabiegowych proponowanych przez Valadiera, stając się jego nieformalnym asystentem i uczniem. Z pewną przesadą można powiedzieć, że właśnie wtedy narodził się tytułowy „Facemaker”.

Harold Gillies jest głównym, jakkolwiek nie jedynym bohaterem książki autorstwa Fitzharris. Nie mniej uwagi poświęcono jego pacjentom oraz współpracownikom, a także opisom warunków, w jakich przyszło żyć i ginąć żołnierzom I wojny światowej, z całą brutalnością pisząc o traumie i  depresji tych, których twarze zostały trwale oszpecone. To także dobrze skreślony obraz epoki, gdy tak doświadczeni przez los weterani byli pozostawiani sami sobie, można powiedzieć z góry skazani na społeczną wegetację. To również historia zmagań Gilliesa o stworzenie wyspecjalizowanego ośrodka szpitalnego, dedykowanego ich długotrwałemu leczeniu, tworzeniu się zespołu lekarzy i pielęgniarek, a także artystów i fotografów inspirujących się wzajemnie i w efekcie współpracujących nad różnymi rozwiązaniami zabiegowymi, sukcesami i porażkami, ciągłą walką o to, by uznać chirurgię plastyczną za istotną część medycyny.

Fitzharris ma „lekkie pióro”, co jest wielką zaletą jej książki. Natomiast nieco gorzej panuje nad konstrukcją całości narracji, mieszając ze sobą różne wątki, przez co mniej uważny czytelnik łatwo może się w tym gąszczu pogubić. Pomimo tej niedogodności warto po „Facemakera” sięgnąć.

Ryszard W. Gryglewski

Lindsey Fitzharris, „Facemaker. Historia człowieka, który stworzył chirurgię plastyczną”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2023, s. 349.