O rycerskich pasjach krakowskiego lekarza
Geralt, herbu Biały Wilk z podkulonym ogonem, walczył pod Grunwaldem jako najemny żołnierz piechoty chorągwi miasta Brunsberg. Nie jest to bynajmniej postać historyczna znana z kart kronik Długosza czy poematów rycerskich. Mowa o doktorze Macieju Sztuce, pracującym w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w SU w Krakowie, pasjonacie broni dawnej i kultury rycerskiej, który jako bodajże jedyny lekarz w Polsce należy do szlachetnego grona rycerzy pasowanych.
– Ja właściwie nie mam zdjęcia z dzieciństwa, na którym nie dzierżyłbym w łapie jakiegoś plastikowego karabinu, strzelby, miecza czy czegoś takiego. Broń mi zawsze leżała w ręce, i to właściwie każda. A nożami i wszelką bronią białą „bawię” się do dzisiaj – mówi doktor Sztuka, gdy spotykamy się w dyżurce lekarskiej w Szpitalu Uniwersyteckim w Prokocimiu. Wyznanie niespecjalnie mnie zaskakuje: koszulka moro, fryzura wzorowana na XV-wiecznych rycerzach, z podgolonymi bokami i irokezem, wojskowy plecak to dowody na to, że z pewnych zainteresowań po prostu się nie wyrasta. Do plecaka przytroczona jest szabla, ta akurat wykonana na zamówienie, bo niektóre elementy uzbrojenia doktor Sztuka robi sobie sam w kuźni w Sułkowicach. Szabla przyniesiona została na potrzeby tego reportażu, podobnie jak i rewolwer, do którego pan doktor sam dorobił rękojeść z drewna orzechowego i postarzył go tak, by przypominał te XIX-wieczne okazy, które „podbiły Dziki Zachód i wybiły bizony”. Piękny, i dużo cięższy niż się może wydawać, oglądając westerny.
Z zawodu Maciej Sztuka jest lekarzem. Przez 10 lat pracował jako neurochirurg urazowy w zespole prof. Igora Gościńskiego w Klinice Neurotraumatologii UJ CM. Związany był także ze szpitalem MSW w Krakowie, gdzie otworzył specjalizację z medycyny ratunkowej, a później, do czasu przeprowadzki do Prokocimia, z CUMRiK-iem. Od 8 lat pełni dyżury w ambulatorium w areszcie śledczym przy Montelupich. (…)
Natomiast z pasji jest najprawdziwszym rycerzem, pasowanym w 2006 r. w katedrze w Opolu wraz z kilkoma innymi osobami. Jak można zostać rycerzem w XXI wieku? – Jeszcze na studiach dostałem się do największego bractwa rycerskiego w południowej Polsce – Bractwa Orlich Gniazd, istniejącego od 1999 r. Tak się jakoś złożyło, że dość szybko zostałem jego szefem, namiestnikiem, i razem z moją serdeczną przyjaciółką Kasią prowadziliśmy je przez 10 lat. W pewnym momencie przekształciło się ono częściowo w taką ekipę kaskaderską – opowiada doktor Sztuka.
Przez pięć lat Bractwo we współpracy z Muzeum Historycznym Miasta Krakowa organizowało cykl wydarzeń pn. „Turnieje rycerskie w Barbakanie”. – O ile na początku był to po prostu pokaz walk rycerskich i zbroi, o tyle pod koniec naszej działalności to była spójna 3-godzinna historia, w którą wpleciony został nie tylko etos rycerski, ale było też trochę walk, tańce dworskie i – to takie moje dziecko – pokaz katowski. Raz nawet wezwano straż miejską, bo ktoś powiedział, że mordujemy człowieka, tak sugestywnie to było zrobione – śmieje się.
Z ekipą z Bractwa Orlich Gniazd, które niestety z czasem zostało rozwiązane, doktor Sztuka zaczął też brać udział w inscenizacjach bitwy pod Grunwaldem, na które jeździ regularnie od 20 lat. Bierze w nich udział jako najemny żołnierz piechoty krzyżackiej chorągwi miasta Braniewo (dawniej Brunsberg), której działania taktyczne dość szczegółowo opisał Jan Długosz. (…)
Jak przyznaje, pod Grunwaldem nie wciela się w postać rycerza, bo chevalier – jak wynika z samego źródłosłowu – to wojownik walczący na koniu, których doktor Sztuka panicznie się boi. Jednak rycerzem jest najprawdziwszym, pasowanym wraz z przyjacielem, w dowód uznania za krzewienie kultury i historii, zgodnie ze średniowiecznym rytuałem opisanym w kronice Henryka Duranda. (…) – Każdy z nas pewnie traktuje to na swój sposób, ale ja podchodzę do tego całkiem poważnie i nieraz już mi się zdarzyło powiedzieć, że pewne rzeczy mi nie licują, bo jestem szlachcicem pasowanym – wyznaje i dodaje, że w dzieciństwie zafascynowała go książka Jerzego Głowackiego „O Warszu z Dębicy i wiślanej rusałce”, opowiadająca o prekursorach Warszawy i tatarskim najeździe w XIII wieku, która uczy, co to przyjaźń i honor – zaleta, „której praktycznie dzisiaj się już nie spotyka, bo nie jest wiele warta we współczesnym społeczeństwie”.
Jak przystało na prawdziwego rycerza, Geralt – bo takie imię wybrał sobie Maciej Sztuka na fali fascynacji „Wiedźminem” Sapkowskiego – ma swoją zbroję. – Z tego co mam, mogę złożyć trzy komplety, w tym taką zbroję od stóp do głów, XV-wieczną, pełnopłytową, łącznie z trzewikami stalowymi, ważącą razem z tarczą ok. 80 kg – opisuje swój oręż. Ma także własne godło, którym jest biały wilk na czarnym polu z podkulonym ogonem. Na tarczy, a konkretniej pawęży, rozrysowana jest cała historia związana z tym godłem (…) a także wypisane jest zawołanie rycerskie: Lupus in fabula, co możnaprzetłumaczyć: o wilku mowa, a wilk tuż. Zagrożenie zawsze jest gdzieś blisko.
Swoją pasją doktor Sztuka chętnie dzieli się z innymi, także o wiele młodszymi osobami. Kiedy jeszcze działało Bractwo Orlich Gniazd, jego członkowie prowadzili nieodpłatnie naukę szermierki dawnej dla młodzieży w jednym ze starszych krakowskich liceów, a także lekcje żywej historii w innych szkołach. – To mi zostało z tamtego czasu. Jak ktoś do mnie zadzwoni z jakiejś szkoły z prośbą, to przychodzę i robię taką lekcję z rycerzem – opowiada Maciej Sztuka. Od 8 lat, raz na pół roku, prowadzi również wykłady w Muzeum Narodowym w Krakowie w ramach cyklu Akademia Bronioznawcy, dotyczące dawnej wojskowości, ale i medycyny pola walki. Na wykłady prócz eksponatów z własnej kolekcji zabiera też tuszkę kurczaka lub indyka, „którą można sobie pociąć mieczem lub czymś innym. Ludzie się wtedy orientują, że to, iż szabla tak łatwo przelatuje przez kurczaka, to nie jest takie proste”. Niektóre pokazy potrafią mocno zakłócić muzealną ciszę. – Raz podczas wykładu na temat Dzikiego Zachodu z jednym kolegą ze szpitala, który zawsze marzył, żeby zostać kowbojem, na sali wykładowej przedstawiliśmy całą scenkę razem ze strzelaniną jak w saloonie. To się bardzo podobało. Ludzie wychodzą z takiego wykładu nie zaspani, tylko wynoszą z niego nowe, fajne informacje – wspomina.
Obecnie ze względu na pandemię wykłady w tradycyjnej formie zostały wstrzymane, również tegoroczny „Grunwald” został odwołany. Czym zatem doktor Sztuka zajmuje się w wolnym czasie? – Mój kolega ma zrobione profesjonalne tory łucznicze. Czasem bierzemy z synem łuki i jedziemy tam postrzelać. Łuk mam taki zupełnie tradycyjny, jak i bloczkowy. Mam nadzieję, że kiedyś będę mógł z nim legalnie polować, a nie tylko strzelać do plansz 3D.
Kto wie, może również legenda Robin Hooda zostanie pod Wawelem wskrzeszona.
Katarzyna Domin
Cały tekst dostępny w „GGL” 3/177
Fot. Arch. prywatne M. Sztuki