Rozmowa z dr. Januszem Pokorskim, nowym Pełnomocnikiem ds. Zdrowia Lekarzy i Lekarzy Dentystów OIL w Krakowie.
Panie Doktorze, przedstawiając plan swojego działania jako Pełnomocnika, wzbudził Pan pewną konsternację oświadczając, że nie będzie się Pan zajmował terapią uzależnień, ponieważ nie jest Pan specjalistą w tej dziedzinie. Pana poprzednik pomocy uzależnionym poświęcał najwięcej czasu. Jak więc widzi Pan swoją rolę?
– To prawda, że złożyłem takie oświadczenie, lecz zacytujmy do końca moją wypowiedź – nie jestem specjalistą terapii uzależnień, ale każdemu koledze, który zgłosi się do mnie z takim problemem, pomogę najlepiej, jak potrafię, czyli skieruję do kogoś, kto profesjonalnie udzieli mu wsparcia w walce z konkretnym uzależnieniem. Zresztą, uzależnienia to nie jest jedyny problem lekarzy. Choć działam krótko, pomogłem już czterem osobom mającym różne problemy związane ze zdrowiem. Chcę się zajmować rozwiązywaniem problemów dotyczących całego środowiska, często leżących u źródeł wypalenia zawodowego, przewlekłego stresu i związanych z tym kłopotów zdrowotnych lekarzy. Zamierzam np. propagować wiedzę na temat przyczyn zdarzeń niepożądanych, ale w ujęciu holistycznym, a więc nie tylko medycznych przyczyn, takich jak np. uboczne działanie leku czy pomyłka w wyborze ścieżki postępowania, ale nawet z pozoru odległymi sprawami, jaką może się wydawać wpływ całkowitego zakazu palenia papierosów na powstawanie zdarzeń niepożądanych.
Chyba nie zamierza Pan Doktor bronić papierosów?
– Jestem zdeklarowanym przeciwnikiem zarówno palenia tytoniu, jak i całkowitego zakazu palenia dla osób uzależnionych od tytoniu w miejscu chwilowego odosobnienia, jakim jest szpital. Do szpitali trafiają różni ludzie. Jeśli ktoś jest uzależniony, nie rzuci palenia tylko dlatego, że znalazł się w szpitalu. Albo będzie rozpaczliwie szukał miejsca, gdzie po kryjomu zapali, albo będzie psychicznie cierpieć. Na marginesie, jeden z moich pacjentów właśnie w takich okolicznościach zmarł – poszedł zapalić do szpitalnej piwnicy i tak się ukrył, że nawet nie zdążył wypalić, zanim zmarł na serce. I obok nie było nikogo, kto by pospieszył z pomocą. Poza tym, będąc kiedyś pacjentem w szpitalu, sam ciężko się przeziębiłem korzystając z toalety, w której kolejno kilku pacjentów paliło przy oknie otwartym w środku zimy. Znajdźmy więc inne wyjście niż całkowity zakaz palenia. Np. w Szpitalu Uniwersyteckim przyjęliśmy takie rozwiązanie na oddziale toksykologii, gdzie zainstalowano małą palarnię. Pacjenci są spokojniejsi, a pielęgniarki nie muszą się z nimi awanturować.
Zapewne przyczyn zdarzeń niepożądanych i błędów, a tym samym przyczyn problemów lekarzy jest wiele, to nie szpitalny zakaz palenia jest najistotniejszą z nich.
– To dość szeroka wiedza, czasem nieoczekiwana, jak nieoczekiwane bywają źródła zagrożeń w szpitalu. Lekarze zwykle nie mają odpowiedniej wiedzy na ten temat. Na przykład hasło ergonomia kojarzą z wyprofilowaniem fotela komputerowego, a niewygodne krzesło to chyba mniejszy problem niż źle skonstruowane narzędzie chirurgiczne, pompa infuzyjna czy program komputerowy. Lekarze nie mając świadomości takich uwarunkowań, nie zwracają na nie uwagi. Oskarżeni o spowodowanie zdarzenia niepożądanego często przyznają się do błędów przez siebie nie do końca zawinionych, jak np. wynikających z błędnego odczytania wskazań wadliwie zaprojektowanych przyrządów czy przyciśnięcia niewłaściwie zlokalizowanych przycisków. Sytuację utrudnia wysoki stopień skomplikowania nowoczesnej aparatury przy powszechnym braku normalizacji interfejsów informacyjnych i wykonawczych. Sprawdza się tylko stan techniczny wyposażenia, tymczasem nawet fabrycznie nowe urządzenie źle zaprojektowane może wręcz wymuszać popełnienie błędu. Szczególnie w sytuacji, gdy oddziałują dodatkowe czynniki, np. zmęczenie, brak personelu, pośpiech itd. Przemęczenia plus źle zaprojektowane urządzenia i łatwo o błąd.
Czyli chce Pan Doktor nie tylko bezpośrednio pomagać w problemach zdrowotnych lekarzy, ale przede wszystkich promować profilaktykę wypalenia i zapobieganie problemom, które mogą doprowadzić do pogorszenia zdrowia lekarza czy do uzależnienia.
– Indywidualnej pomocy udzielam od początku, jednak moje koleżanki i koledzy niezmiernie rzadko jej szukają, wręcz ukrywają problemy. Nie przyznajemy się do słabości. Zresztą, w przypadku uzależnienia własne środowisko jest zwykle ostatnim, w jakim lekarz szukałby wsparcia. Nie znaczy to jednak, że nie będziemy się starali przełamać tego schematu. Spotkania grupy AA muszą się odbywać, choć uważam, że niekoniecznie w siedzibie Izby Lekarskiej – by nikt nie miał obaw o łatwą identyfikację. Bardzo cenne będą także spotkania Grupy Balinta, wspierającej lekarzy od strony psychologicznej. Kilku psychiatrów złożyło mi pewne obietnice w tej materii, mam nadzieję, że zostaną dotrzymane.
Wracając do moich zainteresowań medycznymi zdarzeniami niepożądanymi – to pasja, ale też przekonanie o celowości popularyzowania tej wiedzy. Na przykład dzięki takiemu podejściu bardzo znacząco podniesiono bezpieczeństwo w lotnictwie. Jednak podstawową kwestią jest mówienie o tym i zgłaszanie uwag. My, lekarze, szczególnie lekarze zabiegowi, mamy „syndrom Supermana”. Staramy się nieść pomoc nie zważając na okoliczności. Zwykle nie skarżymy się na złą jakość sprzętu. Powoduje to brak informacji zwrotnej dla wytwórców, w efekcie czego sprzęt nie jest doskonalony.
System łatwo się krytykuje, bo jest to głos zbiorowy i adresat nie do końca wskazany. Natomiast mówienie we własnym imieniu o obawach popełnienia błędu nie tylko pod względem psychologicznym sprawia więcej trudności…
– Dlatego bardzo leży mi na sercu podejście do problemu winy i kary w polskiej medycynie. Na szczęście teraz więcej się o tym mówi dzięki akcji no fault. Wiemy przecież, że lekarze czy pielęgniarki nie chcą pacjentowi zrobić krzywdy. Tymczasem za zdarzenia niepożądane w dużej części odpowiadają błędy w projektowaniu urządzeń, opakowań, obiektów, nieżyciowe procedury, brak współpracy zespołowej, procedury przetargowe itp. W lotnictwie nie oskarża się nikogo, jeśli nie było złej woli. Nie chodzi o to, by kogoś ukarać, ale by zdarzenie nie powtórzyło się w przyszłości – chodzi o bezpieczeństwo, nie o wymierzenie kary. Wierzę, że kiedyś się to zmieni. Oby jak najszybciej.
Rozmawiała Jolanta Grzelak-Hodor
Fot. Katarzyna Domin
Dr Janusz Pokorski, krakowianin, absolwent krakowskiej Akademii Medycznej, specjalista medycyny pracy i chorób wewnętrznych. W obecnej kadencji samorządu lekarskiego – Pełnomocnik ds. Zdrowia Lekarzy i Lekarzy Dentystów OIL w Krakowie. Przez wiele lat pracował w Katedrze Medycyny Pracy i Chorób Zawodowych UJ CM jako lekarz kliniczny i kierownik Zakładu Ergonomii. Autor publikacji, organizator konferencji, jeden z sygnatariuszy (jako przedstawiciel Polskiego Towarzystwa Ergonomicznego) Interdyscyplinarnej Deklaracji Bezpieczeństwa Pacjenta, podpisanej we wrześniu br. w Krakowie.
Z zamiłowania – spadochroniarz.